W dorosłości trzeba się nieźle nakombinować, żeby dograć termin spotkania. Za dzieciaka to wszystko było łatwiejsze. No, ale nie oszukujmy się, czasu było mnóstwo. No i niekoniecznie wtedy chciałam jeździć w góry i to jeszcze z własną Mamą! Teraz trochę się pozmieniało i takie górskie wypady planujemy z dużym wyprzedzeniem. Potem trzeba jeszcze trzymać kciuki za pogodę i zdrowie. A także chęci! Bo jak się okazało, dzień przed wycieczką żadna z nas nie miała ich za wiele. Jak dobrze, że jednak nie odwołałyśmy! Mam dla Was relację z wyjścia na Hrebienok, z wizyty w Lodowej Świątyni i spacerku do Rainerowej Chaty. Gotowi? 



1. Dojazd i parking

My postanowiłyśmy wystartować ze Starego Smokowca. W normalnych warunkach to 2.5 jazdy z Krakowa, ale po świeżych opadach śniegu ta trasa zajęła nam dłużej. Warunki po słowackiej stronie były ciężkie. Drogi były nieodśnieżone, było ślisko. Miejcie to na uwadze, jeśli wybieracie się tam niebawem. Przy wejściu na szlak jest kilka parkingów. Jeden z nich był już wypełniony po brzegi. Możecie spróbować zaparkować przy Kościele NMP w Starym Smokowcu. Opłata za cały dzień to 15 euro. Najlepiej zapłacić gotówką, ale widziałam też automat do płatności kartą.  


2. Trasa Stary Smokowiec - Hrebienok

Mamy do wyboru kilka opcji. Najpopularniejszą jest spacer zielonym szlakiem, który według tablic trwa około 50 minut. Ciekawym rozwiązaniem jest wjazd kolejką. Trasa trwa niecałe 5 minutek, a kosztuje w jedną stronę ok. 11 euro. Można zaoszczędzić kupując bilety online. Niestety nie powiem Wam, ile dokładnie, bo my nie korzystałyśmy z tej opcji.



 I weszłyśmy na górę jeszcze inaczej. A mianowicie, szłyśmy wzdłuż torów. Ta trasa miała swoje plusy i minusy. Oprócz kolejki, to chyba najszybszy sposób. Zajęło nam to mniej niż 40 minut. Ludzi była garstka. No i minus był taki, że ścieżka nie była zbyt wydeptana. Ja Wam jednak polecam taki wariant, bo było po prostu kameralnie. Mogłam w spokoju popstrykać fotki, bez tłumów, które były u góry. Jedynym utrudnieniem był ten śnieg, ale poza tym przyjemnie. 


3. Tatrzańska Świątynia - informacje praktyczne

Na Hrebienoku znajduje się Lodowa Świątynia. Ta nietypowa atrakcja ma zachęcić turystów do odwiedzenia tego miejsca. I muszę przyznać, że cel osiągnięty! Ja o tym miejscu dowiedziałam się już kilka lat temu właśnie od mojej mamy. Trochę się zbierałam, aby w końcu sprawdzić na żywo. O co zatem tyle hałasu?


 Od 13 lat w celu promowania regionu, ale też nawiązując do historycznych wydarzeń, turyści mogą wejść do lodowej świątyni. Jest to duży namiot, a w środku znajdują się przeróżne figury, budowle wykonane z lodu. Co roku, temat przewodni jest inny. W tym roku motyw to dwóch papieży. Największa budowla ma przypominać Bazylikę Laterańską. Do budowy wykorzystano ponad 200 ton lodu. 


W tamtym roku można było zobaczyć Wawel i kościół św. Wojciecha, a dwa lata temu Opactwo Westminster. W środku znajdują się też tablice informacyjne, ale większość jest jednak zainteresowana zdjęciami i filmikami. Co ważne, wejście jest bezpłatne


Jednak, aby trochę ograniczyć tłumy, obowiązuje limit osób w środku. My czekałyśmy w kolejce jakieś 10 minut. Samo zwiedzanie zajęło nam niewiele więcej, ale to właśnie ilość ludzi nas trochę przepędziła. Moim zdaniem, Tatrzańska Świątynia jest fajną atrakcją na zobaczenie przy okazji. Gdybym pojechała tam tylko w tym celu, wróciłabym rozczarowana. Dlatego my, wyruszyłyśmy dalej. W poszukiwaniu przygód. 😀


3. Trasa  Hrebienok- Blikova Chata- Wodospady Zimnej Wody  - Rainerowa Chata

Mama oczywiście namówiła mnie na ciąg dalszy. Dlatego po wizycie w świątyni, wybrałyśmy się najpierw do Wodospadów Zimnej Wody. Prowadził nas zielony szlak, a znaki pokazywały, że to tylko 20 minut. Na początku minęłyśmy klimatyczną Blikovą Chatę. 



Serio, wystrój już na zewnątrz wyglądał bardzo zachęcająco. Potem do pokonania był dość trudny fragment po schodach. Niestety śnieg sprawił, że było trochę ślisko. Przez chwilę się nawet zastanawiałam, czy iść dalej. Na tym odcinku przydałyby się raczki. Pod sam wodospad nie podeszłyśmy, ale zrobiłyśmy pamiątkowe foto i poszłyśmy dalej. 


Tym razem w stronę Rainerowej Chaty. Trzymałyśmy się zielonego szlaku i znów do pokonania było jakieś 20 minut. Po drodze odbiłyśmy kawałek i tu już udało się podejść pod wodospad w dolinie Zimnej Wody. 


Weszłyśmy na metalowy mostek, a widoki stamtąd były piękne. Po chwili spokojnego marszu byłyśmy już przy chacie. W środku można kupić chyba tylko ciepłe napoje i jakieś przekąski, ale nie ma tu dań obiadowych.


 My usiadłyśmy na zewnątrz i delektowałyśmy się herbatą z termosu. Obowiązkowy punkt na zimowej wycieczce górskiej. Co ciekawe, Rainerowa Chata jest najstarszym schroniskiem w Tatrach. Kilka pamiątkowych fotek i trzeba było iść dalej, aby nie zmarznąć. 



4. Trasa Rainerowa Chata-Hrebienok-Stary Smokowiec

Z Chaty na Hrebienok wracałyśmy czerwonym szlakiem. Jest to główny szlak w Tatrach, tzw. magistrala tatrzańska. Ten odcinek był bardzo przyjemny, praktycznie po płaskim. W tle było słychać jeszcze szumiące wodospady, a przed nami piękne zimowe krajobrazy. Do schroniska dotarłyśmy w jakieś 20 minut. 


Planowałyśmy do Smokowca zjechać kolejką. Niestety okazało się, że musiałybyśmy czekać 30 minut na przejazd. Stwierdziłyśmy, że tyle to nam zajmie zejście na nogach. Inną ciekawą opcją jest zjazd na sankach po torze saneczkowym. Można zjechać na swoich, albo wypożyczonych. Koszt wypożyczenia to około 12 euro. Sanki są drewniane i dwuosobowe. Mama mnie namawiała, ale trochę się bałam. 😂 


 Tym razem schodziłyśmy zielonym szlakiem, a obok nas zjeżdżali właśnie saneczkarze. Pod koniec były fragmenty, gdzie droga się rozdzielała. Osobno dla sanek, osobno dla pieszych. Jeśli chodzi o tor, to nie było bardzo stromych odcinków. Także teraz już bym pewnie zjechała, jak wiem, jak to wygląda. I faktycznie, zejście zajęło nam 35 minut, a cała wycieczka wliczając odpoczynek 3 godzinki. Zarówno na Hrebienoku oraz w Smokowcu są restaurację, więc w razie wilczego głodu, dacie radę. Powrót na szczęście w lepszych warunkach, a w domu czekał na nas domowy kebab autorstwa Mateusza. Cudny dzień! 



I przy okazji, w tym tygodniu świętuję 5-lecie istnienia bloga. Dzięki, że czytacie. 😉


Brak komentarzy: