Przyszła pora, aby nadrobić pewne zaległości jeśli chodzi o opisy naszych wycieczek. Dziś wezmę na tapetę podróże na Podkarpacie. Przedstawię Wam dwie propozycje na całodniowe wyprawy w tamte rejony. Może komuś to akurat się przyda, albo będzie inspiracją na stworzenie własnego planu? Kto wie! :)
Propozycja pierwsza
Zamek w Łańcucie
Najlepiej zacząć właśnie od tego punktu, a potem po drodze zahaczać o kolejne, jeśli mamy oczywiście takie możliwości czasowe. Zamek w Łańcucie to jedna z perełek Podkarpacia. Powstał on w XVII wieku na polecenie Stanisława Lubomirskiego. Oprócz charakterystycznych zabudowań, jego cechą rozpoznawalną jest piękny ogród włoski.
To świetne miejsce na sesje ślubną. Jest naprawdę ładnie, wszystko bardzo zadbane. My nie zwiedziliśmy w środku, dlatego że wybraliśmy się tam kiedy jeszcze obowiązywały obostrzenia. Spacer po ogrodzie był wtedy darmowy, ale na stronie internetowej widnieje informacja o opłacie. Wstęp to 2 zł, gdybyście chcieli zwiedzić w środku to bilety kosztują 29/23 zł. W tym przypadku, koniecznie dajcie znać czy warto! :)
Rzeszów
Naszym drugim przystankiem była stolica Podkarpacia czyli Rzeszów. Przespacerowaliśmy się po centrum miasta i za cel obraliśmy znów zamek. Rzeszowska twierdza w dawnych latach miała odpierać ataki Tatarów. Zabudowania naprawdę robią wrażenie, kamienne mury osiągają wysokość 5 metrów, więc to już jest coś!
Teraz pełni funkcję Sądu Okręgowego i zwiedzanie jest mocno utrudnione. Możliwe jest w godzinach wolnych od pracy. W tym wypadku jednak chyba nic nie stracimy jeśli obejdziemy tylko dookoła. Po drodze miniemy też letnią rezydencję Lubomirskich przy której warto na chwilę przystanąć. Cała Aleja Kasztanowa jest piękną i przenosi nas trochę w inny wymiar. Znajdziemy tam kilka willi secesyjnych, które tworzą unikatowy klimat tego miejsca. Tam zdecydowanie trzeba się przespacerować.My zatrzymaliśmy się jeszcze pod Ratuszem oraz zawędrowaliśmy pod multimedialne fontanny. W Rzeszowie już kilka razy byliśmy, a Mateusz swego czasu nawet chwilę tam mieszkał. Dlatego wizytę w tym mieście zakończyliśmy sentymentalnym wyjściem na kebaba ;)
Przecław
Pora na miejsce, w którym Mateusz zapytał mnie gdzie ja wynajduję te miejscówki. On zaproponował nam tamte rejony, a ja już zajęłam się resztą i chyba się podobało! Zamek w Przecławiu to jedna z ładniejszych renesansowych budowli w Polsce. Po II Wojnie Światowej w zamku wybuchł pożar i duża część niestety się spaliła, ale obecni właściciele postanowili go wyremontować i przywrócić dawny wygląd.
Dziś jest tu hotel, restauracja i pięknie zadbany ogród. To taka perełka na Podkarpaciu, bo mało kto wie o tym miejscu, a warto zrobić sobie tu kolejny przystanek. Zwiedzanie darmowe.
Tarnów
Mój kompan miał wtedy jakiś dobry dzień i zaproponował, że staniemy jeszcze w Tarnowie i przespacerujemy się po rynku. Tym razem to ja trochę czasu w tym mieście spędziłam ze względu na praktyki. Jednym z ciekawszych miejsc przy rynku w Tarnowie jest kawiarnia Cafe Tramwaj. Łudząco przypomina ona te słynne portugalskie tramwaje. :) Sami zobaczcie.
Natomiast sam rynek bardzo przypomina mi ten w Sandomierzu. Podobne zabudowania i kształt, chociaż... rynek w Sandomierzu jest krzywy ;).
Zajrzeliśmy też do Bazyliki Katedralnej Narodzenia NMP. I choć Tarnów leży już w województwie małopolskim, to nie mogłabym o nim nie wspomnieć jako kolejnej propozycji.Wtedy w Tarnowie niestety prawie wszystko było pozamykane, ale coś mi mówi, że jeszcze tam wrócimy i skorzystamy z dóbr jakie oferuje to miasto. Nie polecamy za to gofrów w pobliżu rynku! 👀
Propozycja druga
Zamek w Krasiczynie
Ładnych zamków nigdy dość! Dlatego kolejną podróż znów zaczęliśmy od zwiedzania zamku, który chyba (?) uchodzi za najładniejszy na Podkarpaciu. Chodzi oczywiście o zamek w Krasiczynie.
Bilet open kosztuje 25 zł/19 zł i mamy w nim możliwość zwiedzania zamku z przewodnikiem (o pełnych godzinach), wejście do lochów, na wieże oraz do parku. Budowę rozpoczął Stanisław Krasicki, a dokończył jego syn Marcin w XVI i XVII wieku. To piękny przykład architektury renesansowo- manierystycznej. Na początku przypominał bardziej zamek obronny, ale później wraz z rozbudową stał się wielkopańską rezydencją. Na uwagę zasługują na pewno 4 baszty : Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka. Nie mogłabym też nie wspomnieć o unikatowych dekoracjach ściennych tzw. scragraffita. Nie jestem jakąś duszą artystyczną, ale zamek naprawdę podobał mi się z zewnątrz.
Jeśli chodzi o zwiedzanie w środku, to niestety szału nie było. Sale w większości raczej biednie przystrojone, większość mebli nie pochodzi z zamku, a jedynie z tamtych czasów. Dużo zdjęć, aby jakoś zapełnić te luki, ale do mnie to nie przemówiło. Najładniejszym miejscem jest na pewno Kaplica i tam warto zajrzeć, przypomina ona trochę tę na Wawelu. Jeśli chodzi o widok z Wieży Zegarowej, to również uważam że nic specjalnego. Jedno małe okienko, więc za dużo nie zobaczymy.
Podobnie z lochami, są zrobione bardziej w formie zabawowej (czyli jakieś odgłosy, migocące światła) niż edukacyjnej. Następnym razem zdecydowałabym się tylko na zwiedzanie parku przy zamku. Zazwyczaj tak jest, że piękne zamki na zewnątrz są niekoniecznie piękne w środku. Na terenie zamku jest też kawiarnia z przystępnymi cenami. Można przystanąć na małą czarną. :)
Niedaleko Krasiczyna znajduje się też Przemyśl i gdyby nie ograniczenia czasowe na pewno byśmy zwiedzili to miejsce. Spróbujcie zaplanować tak Waszą wycieczkę, aby zatrzymać się również tam. O Przemyślu słyszałam już wiele dobrego, kiedyś na pewno sprawdzę.
Tunel Kolejowy w Strzyżowie
Naszym kolejnym przystankiem, znów mało znanym był Tunel Kolejowy w Strzyżowie. To tunel schronowy, który był przeznaczony dla pociągów, głównie w czasie II Wojny Światowej i służył on Hitlerowi. Tunel jest długi na 438 m, a jego średnica to prawie 9 m. Znajdziemy tu w środku drugi schron, w którym znajdowało się pomieszczenie techniczne.
Obecnie znajduje się tam wystawa tematyczna. Tunel był budowany w wielkiej tajemnicy, ponoć sam Hitler przyjechał tutaj na spotkanie z Mussolinim. W ten dzień ponoć Niemcy pilnowali, aby Polacy nie wyglądali nawet przez okno, aby o niczym się nie dowiedzieć. Byli rozstawieni po ulicach z karabinami... W 1944 tunel miał zostać wysadzony w powietrze, ale tak się jednak nie stało i można zwiedzać go do dziś. Zwiedzanie możliwe o pełnych godzinach z przewodnikiem. Wstęp kosztuje 6 zł, a ostatnie wejście jest o 17. W tunelu śpią też nietoperze, dwa nawet udało (ku mojej wielkiej radości) zobaczyć. W Stępinie znajduje się bardzo podobne miejsce, również udostępnione do zwiedzania, ale tam już niestety brakło nam czasu.
Ta druga propozycja była trochę uwarunkowana obowiązkowym przystankiem w Wołkowyi, skąd zabieraliśmy mojego tatę po urlopie, więc można owymi miejscami manewrować.
Obok Tarnowa mamy słynne Zalipie, o którym na pewno jeszcze wspomnę, a wracając z Przemyśla można by było stanąć w Sanoku, który ma naprawdę sporo do zaoferowania. Do wyboru, do koloru. Która miejscówka Wam najbardziej przypadła do gustu? :)
Nie da się trzymać cały czas wysokiej formy, prawda? Nawet najlepsi zawodnicy mają czasami spadek. Taki Lewandowski na przykład - on nie gra w każdym meczu wyśmienicie, prawda? No co to było ze Słowacją? :D Pół żartem, pół serio - o tym, czemu w czerwcu książek trochę mniej. Powinnam napisać, że 4.5, ale 1 lipca skończyłam książkę, która zaczęłam 30 czerwca, więc proszę o zrozumienie w dobie kryzysu ;)
1. Języki futbolu
Nie bez przyczyny nawiązałam we wstępie do piłki nożnej. To zdecydowanie mecze zawładnęły moimi czerwcowymi wieczorami. I tak zrealizowałam pomysł, który już dawno za mną chodził, czyli przeczytanie książki o piłce nożnej. Obie moje prace dyplomowe poświęciłam tej tematyce i już od dawna chciałam sięgnąć po coś ciekawego z tej dziedziny. Języki futbolu to książka zdecydowanie dla kibiców, ale też uważnych czytelników. Jest podzielona na kontynenty, zaczynamy od Ameryki Południowej i potem alfabetycznie na kraje. I tak dowiemy się, że np. w Argentynie bramkarz który ma maślane ręce (manos de manteca) to kiepski bramkarz. Jeśli bramka padła do dolnego narożnika, to również tam powiemy że skończyła w mysiej norze/gnieździe (ratonera). Bardzo dużo jest też odniesień do jedzenia - moje ulubione, to sałatka czyli sito - zaczerpnięte z Jamajki. Najwięcej informacji pochodzi z Europy, ale myślę że nikogo nie powinno to dziwić. W Europie piłka nożna jest bardzo popularna, no i autorowi również najłatwiej zapewne było dotrzeć do tych europejskich sformułowań. Jesteście ciekawi jakich określeń używamy w Polsce? Kilka Wam zacytuję :
- ciasteczko "to podanie, które stwarza koledze z drużyny kapitalną okazję"
- karny z kapelusza "kiedy arbiter ni stąd, ni zowąd wyczarowuje rzut karny, wówczas przypomina to sytuację, jakby wyciągał królika z kapelusza
- podanie na zapalenie płuc "kiepskie podanie, której jest zbyt mocne [...]"
- zrobić Poznań "[...]gdy kibice obejmują jeden drugiego ramionami i podskakują pospołu, stojąc tyłem do boiska[...]" Wzięło się to z meczu Lecha Poznań z Manchesterem City
2. Musso -Jutro
O tej książce już opowiedziałam kilku osobom z mojego otoczenia, bo tak mi się spodobała! Główny bohater- Matthew kupuje używanego laptopa i znajduje pliki poprzedniej właścicielki oraz jej maila. Kontaktuje się z nią i zaczynają rozmawiać. On młody wdowiec, a ona wiecznie mająca problemy miłosne. Czy to będzie tani romans? No jasne, że nie. Takie książki czytałam w gimnazjum ;) Umawiają się na spotkanie, on przychodzi i czeka dwie godziny, ale jej nie ma. Ona też przychodzi i również czeka, ale do spotkania nie dochodzi. Byli w tym samym miejscu, ale o innym czasie. Ona w roku 2010, a on 2011. Na początku nie dociera do nich, że to może być prawda, ale później okazuje się że Emily może uratować żonę, którą stracił Matthew w wypadku. Czy to zrobi? Czy w końcu się spotkają? Jaki będzie finał tej historii? Autor cały czas trzyma w niepewności czytelnika, tak aby nie odkładać tej książki. Dla mnie świetna i bardzo polecam. 10/10
3. Tuż za ścianą
Przy wyborze książki, którą sobie kupuję, zaczęłam ostatnio sugerować się Instagramem. Tym, co gdzieś zobaczę, przeczytam. W maju nie zawiodłam się jeśli chodzi o wybór. W czerwcu wpadła mi w rękę książka "Tuż za ścianą". Kojarzyłam już okładkę i mieszane odczucia czytelników. Postanowiłam sprawdzić.
Na bogate, strzeżone osiedle, wprowadza się para. Darren i Jodie totalnie nie pasują do tego nowobogackiego stylu. Co więcej, oni nie chcą się dostosować i uprzykrzają życie sąsiadom. Głośne imprezy, alkohol, krzyki, remont, szemrane towarzystwo. To nie podoba się społeczności lokalnej, która jak łatwo się domyślić, nie ma zbyt dużo cierpliwości i szybko zaczyna działać. Jak przepędzić złośliwych sąsiadów? Prośby i groźby niestety nie przynoszą rezultatów. Wkrótce na osiedlu dochodzi do tragedii, sąsiedzi obmyślają świetny scenariusz pozbycia się ich największego wroga, niestety na jaw zaczynają wychodzić niewygodne fakty. Brzmi to dość ciekawie, ale mnie nie przekonało. Akcja trochę się ciągnie i jest też dla mnie przewidywalna. Niektórzy bohaterowie mnie po prostu irytowali, tak samo jak ich dialogi. Przeczytałam szybko, bo liczyłam że się rozkręci, ale tak się niestety nie stało. Podsumowując - dobrze, że była na promocji. :) 6/10
A co więcej?
Maj i Czerwiec były dość intensywne jeśli chodzi o wyjazdy. Dwie większe wycieczki już dawno opisane na blogu : weekend na Dolnym Śląsku oraz krótkie wakacje nad Bałtykiem. Następny wpis będzie poświęcony Podkarpaciu, bo tam byliśmy zarówno w maju, jak i teraz niedawno w czerwcu. Przygotuję Wam jednodniowy plan wycieczki w tamte rejony. Odwiedziliśmy też Przylasek, który jest już pięknie wyremontowany i wygląda naprawdę ładnie. Czekamy teraz tylko cierpliwie na oficjalne otwarcie, które ponoć ma być 8 lipca.
Zaliczyłam też pierwszą wizytę w Operze Krakowskiej i bardzo mi się podobało, wyciągnęłam Męża w końcu na dłuższą wycieczkę rowerową i do kina.
Filmy
O tym muszę napisać. Odkąd tylko usłyszałam o tym filmie, wiedziałam że muszę go obejrzeć. Na Rauszu to film o nauczycielach, którzy postanawiają przeprowadzić eksperyment. Polega on na utrzymywaniu w czasie pracy stałej ilości promili we krwi. Piją przed i w trakcie , aby sprawdzić swoją efektywność. Dlaczego w ogóle się na to zdecydowali? Myślę, że trochę dopadła ich rutyna życia codziennego, stracili radość życia.Takie ryzyko grozi każdemu z nas. Bardzo się pilnuję, aby np. w czasie spotkania z przyjaciółką nie rozmawiać tylko o pracy. Jest to trudne, zwłaszcza kiedy pracujemy w jednej branży, ale da się! :) I to film dający do myślenia. Pewne wydarzenia choć są przewidywalne, u mnie wywołały łzy. A do tego genialna muzyka. Naprawdę polecam!
Seriale
Oprócz Euro, pochłonęły mnie też dwa seriale. To kolejne sezony "Opowieści Podręcznej" i "Szkoły dla Elity". Jedno i drugie mnie rozczarowało, niestety. O ile w Opowieści, na początku ten sezon zapowiadał się mega ciekawie, tak jakoś od połowy akcja totalnie siadła. Ciągnięcie na siły fabuły, tak jakby twórcy nie mieli totalnie pomysłu na to co dalej. Kiedy June w końcu spotyka się Mężem, wszystko nie jest takie jakie być powinno. Proces sądowy też nie idzie po jej myśli i wygląda absurdalnie. Może jedynie zakończenie trochę mnie zaskoczyło, ale poza tym nic specjalnego.
Momenty
To chyba spotkania z ludźmi, z którymi naprawdę dawno się nie widziałam i zdążyłam już porządnie zatęsknić. No i urocza rozmowa z właścicielem pewnej kawiarni, o tym jaka to jestem niezależna ;)
Dobrzy ludzie sprawili, że przez następne dwa miesiące wyniki z książkami będą na pewne lepsze, za co serdecznie dziękuję! :)