To było tak. Zaproponowałam mamie trochę szaloną destynację na weekend. Zgodziła się i nawet szybko obmyśliła logistykę oraz oczywiście dodała do planu kilka swoich miejsc. I to właśnie od jej propozycji - Supraśla, który był naszym pierwszym przystankiem zaczynam oprowadzać Was po Podlasiu. A w dalszej części będzie tylko piękniej. Gwarantuję. To co, lecimy? 😀
1. Muzeum Ikon w Supraślu
Podlasie jest bardzo specyficznym regionem Polski. Przede wszystkim ze względu na burzliwą historię, mamy tutaj prawdziwy mix kulturowy i religijny. Sprawdziłam statystyki, które mówią o tym, że wyznawców prawosławia mamy w Polsce pół miliona, a około 200 tysięcy znajduje się właśnie na Podlasiu. Aby dowiedzieć się trochę więcej na temat tej religii, wybrałyśmy się najpierw do Muzeum Ikon.
Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, to za bilet trzeba zapłacić 20/10 zł, a otwarte jest w godzinach 10-17, od wtorku do niedzieli. Spędziłyśmy tam niecałą godzinkę. Przyciemnione światło i muzyka sakralna w tle pozwala jeszcze bardziej wczuć się w ten specyficzny klimat. Nawet jeśli wydaje Wam się, że to są tylko obrazy, gwarantuję Wam że po wizycie w tym muzeum zmienicie trochę myślenie. Ciekawa dekoracja ukazuje przede wszystkim zwyczaje ludowe powiązane z tą religią. Informacji i eksponatów jest sporo, najstarszy obraz pochodzi z XVII wieku. Warto zwrócić uwagę tez na tzw. rajskie wrota, które trafiły do muzeum stosunkowo niedawno, a podobnie jak ikona Matki Bożej, pochodzą z XVII wieku. Tak naprawdę wizyta w tym miejscu była fajnym wprowadzeniem do tego, co było później...
2. Monastyr
Kiedy już trochę liznęłam wiedzy na temat podstawowych założeń tego wyznania, przyszła pora wejść do świątyni. W tym wypadku, wcale nie chodzi o cerkiew, ale o monastyr. Porównuje się go do klasztoru. Tutaj zwiedzanie jest możliwe tylko z przewodnikiem, a opłatą jest dobrowolna ofiara na remont.
Nas po klasztorze oprowadzał zakonnik, którego naprawdę dobrze się słuchało. Widać było, że jest w jakiś sposób zafascynowany nie tylko tym miejscem, ale również wiarą. Monastyr jest najstarszym zachowanym klasztorem w Polsce (oczywiście mowa o tym wyznaniu). Wybudowany został w XVI wieku, ale w czasie II Wojny Światowej, został zrównany z ziemią. Przewodnik tłumaczył nam, że Niemcom zależało na zniszczeniu symbolów narodowych, więc polowali na Wawel, Warszawę, a także m.in Supraśl. Klasztor udało się odbudować po równo 40 latach, właśnie za sprawą takich dobrowolnych datków. Co ciekawe, w Supraślu znajduje się tez wizerunek Matki Bożej, który otrzymał order Orła Białego. Normalnie dostają go ludzie, a tutaj mamy taki wyjątek. Ciekawe, że to nie Matka Boża Częstochowska, tylko właśnie Ta. Łatwo się zatem domyślić, że jest to miejsce kultu i wielu pielgrzymek. W świątyni jest sporo symboli nawiązujących do stylu bizantyjskiego, m. in czarny orzeł. Czas zwiedzania to ok. 45 minut i wejście do Monastyru polecam nawet bardziej, niż Muzeum Ikon.
3. Kraina Otwartych Okiennic
Pamiętam, że kiedyś mignęły mi jakieś kolorowe cerkwie na Instagramie, i tak mnie jakoś olśniło - to chyba na Podlasiu. Zaczęłam sprawdzać, będąc już na miejscu, i zaproponowałam Mamie kolejny przystanek przed miejscem docelowym. O co chodzi z tą nazwą? Otóż mieszkańcy trzech zapomnianych wiosek (Trześcianka, Puchły i Soce) postanowili wypromować trochę swój region.
Ponadto panuje tutaj charakterystyczny układ ulic. Wszystko to za sprawą królowej Bony, która mam wrażenie ostatnio mnie prześladuje (patrz, tekst o Materze 👀). Postanowiła ona swego czasu uregulować kwestię wielkości działek. Tutaj praktycznie wszystkie są takie same. Wąskie i dość długie. No i wisieńką na torcie są te piękne, kolorowe cerkwie. Jedna w Trześciance, pw. św. Michała, cała zielona. Pierwsze cerkiew w tej miejscowości została wybudowana w XVI wieku. Co ciekawe, dopiero od kilku lat (od 2015) budynek jest w takim nietypowym kolorze. Mnie tam się bardzo podoba! Szkoda tylko, że była akurat zamknięta.
Jeśli chodzi o drugą cerkiew, a właściwie Sanktuarium Opieki Matki Bożej, to ta znajduje się w Puchłach. Legenda głosi, że swego czasu mieszkał tu mężczyzna, któremu dokuczała okropna opuchlizna nóg. We śnie objawiła mu się Matka Boża, która go uzdrowiła. Stąd nazwa miejscowości. Początki tej cerkwi również datuje się na XVI wiek, a od 2003 wpisana jest do krajowego rejestru zabytków. No i trudno się dziwić, jest piękna. Niestety udało nam się zajrzeć do środka tylko przez okno. Do ostatniej miejscowości już nie podjechałyśmy, bo wyczytałam że nie ma tam nic specjalnego. Natomiast tuż obok cerkwi, znajduje się fajna kładka i punkt widokowy. Polecam rozejrzeć się po okolicy.
No dobrze, a na koniec wyobraźcie sobie, że jest sobota, godzina 14. Sobota to dzień porządków, krzątaniny. A tu, koło domów żywego ducha, tylko psy leniwie wylegujące się na słońcu. Próbowałam je jakoś zaczepić, żeby dały głos, ale w ogóle nie były mną zainteresowane. Mało tego, auto przejeżdża tamtędy co dziesięć minut. Jedno! Mijamy chłopców na hulajnogach, a ci, traktując nas jako żywą atrakcję, uśmiechają się i machają. Czy trzeba Was dalej namawiać?