Tak się cudownie złożyło, że pierwsze dwa weekendy października spędziłam w przepięknych miejscach, po których mogę Was teraz oprowadzić. Najpierw był rocznicowy wyjazd z Mężem do Egeru, a tydzień później babski wyjazd z Mamą na Słowację. Będzie kilka słów o górskim szlaku, słynnym zamku, zaporze wodnej, Janosiku i naprawdę świetnej bazie wypadowej. Zapraszam do lektury!
1. Najtrudniejsza umiejętność w górach - szlak na Boboty
Generalnie plan na babski weekend był taki, że miałyśmy jechać w trójkę. Moja Mama, Babcia i ja. Mama zaproponowała góry, dostosowując trasę do możliwości Babci, która ostatecznie nie pojechała. Celowałyśmy w najwyższy szczyt Małej Fatry, czyli Wielki Krywań. Dojechałyśmy na bezpłatny parking do Doliny Vratnej i ruszyłyśmy w stronę kolejki. Zapłaciłyśmy za bilet 15 euro za osobę, czyli dość dużo i zapakowałyśmy się do wagonika. Pani w kasie nas trochę poganiała, bo wyjazdy są co godzinę, więc praktycznie wbiegłyśmy do kolejki. I co? Po 5 minutach u góry zrobiło się biało. Mgła i zacinający deszcz uniemożliwił nam zdobyciu szczytu.
Musiałyśmy poczekać jakieś 40 minut na jazdę w dół. Wiedziałam, że to jedyne rozsądne rozwiązanie, chociaż serce mnie trochę bolało. Na dole widoczność była dużo lepsza, więc postanowiłyśmy po prostu wejść na jakiś szlak i trochę pospacerować bez większego celu. Odjechałyśmy kawałek i znalazłyśmy drogowskaz na Boboty, który pokazywał 1h 45 min do szczytu. Było już dość późno na taką wycieczkę, ale wtedy bardziej zależało nam po prostu na spacerze. Nie wspominałabym o tej opcji wcale, ale te widoki nas zauroczyły. Sami zobaczcie.
Podejście jest dość strome, jest trochę metalowych schodków i nawet o zgrozo - pojawiły się kawałki z łańcuchami oraz jedna drabinka, czyli innymi słowami: mój debiut. Dałam radę, nie było tak źle. Im wyżej wychodziłyśmy, tym widoki były coraz lepsze. Jesień w górach to jest zdecydowanie coś, co kocham.
2. Pomiędzy górskimi szlakami - Janosik &Żylina
Kierując się w stronę naszego hotelu, przejeżdżałyśmy przez miejscowość Terchowa, z której pochodził Juraj Janosik uważany za bohatera narodowego. Czy do tej pory myślałam, że Janosik urodził się w Polsce? Niewykluczone. 😀 W każdym razie pomnik ma ponad 7 metrów wysokości i zdecydowanie wyróżnia się z daleka.
Na kolację pierwszego dnia pojechałyśmy do Żyliny, w której znajduje się bardzo ładny ryneczek z piękną fontanną. Jeśli będziecie mieli okazję zwiedzić kiedyś to miasto, to polecam wybrać się wieczorem, bo wtedy wszystko jest bardzo ładnie oświetlone. Z ciekawostek, mamy tam też w centrum małą galerię handlową wybudowaną zaraz obok kościoła. A nieco dalej znajduje się też zapora wodna, ale nie do końca wiem czy weszłyśmy tam legalnie. 😁
3.Janosikove Diery
Kiedy usłyszałam przed wyjazdem wstępny plan mojej Mamy byłam trochę przerażona. Na drugi dzień zaplanowała Horne Diery, czyli wędrówkę po drabinkach, łańcuchach itp. Duże opady deszczu i mój brak doświadczenia w tym temacie trochę mnie paraliżował. Przynajmniej na początku tak było. Jednak nieco ośmielona zmaganiami w poprzednim dniu, szukałam jakiegoś kompromisu. I tak padło na Janosikove Diery, które mają do zaoferowania wariant łatwiejszy i trudniejszy.
My zaparkowałyśmy w okolicy hotelu Diery w Bielym Potoku i zapłaciłyśmy za parking 3 euro. Natomiast wejście na teren Parku Narodowego jest darmowe. Jeśli chcemy zrobić sobie pętelkę i zaliczyć wszystkie trzy diery: górne, dolne oraz nowe, to musimy poświęcić na to około 3h. Wielu turystów idzie stąd też na Wielki lub Mały Rozsutec. Dlatego mimo dość wczesnego wyjścia-było chyba koło 9 (czyli dla mnie to wcześnie być już na miejscu) ludzi na szlaku było sporo. Jest to dość popularne miejsce, które oferuje wiele możliwości.
Na początku trasa wiedzie przez las, minęłyśmy tablice informacyjne, drewniany mostek i szłyśmy po prostu za tłumem. No i za niebieskim szlakiem. 😀 Po około 20 minutach spokojnego spaceru dotarłyśmy do pierwszych metalowych korytarzy i potoku, który zdecydowanie nadaje klimat temu miejscu. Następnie dotarłyśmy do rozwidlenia szlaków i tu mogłyśmy skręcić w prawo na Dolne Diery, które są zdecydowanie najłatwiejszą opcją w tym terenie, albo w lewo na Nowe Diery. Te, jak się domyślacie, są trochę trudniejsze, ale widoki wynagradzają z nawiązką. W związku z tym, że Nowe Diery to szlak jednokierunkowy, to najlepiej skręcić najpierw w tamtym kierunku i wrócić przez Dolne Diery. My jakoś przeoczyłyśmy fakt, że Nowe są jednokierunkowe, więc poszłyśmy na odwrót, ale nie będę Was tutaj wprowadzać w błąd i opiszę prawidłową trasę. Nie róbcie tak jak my!
Momentami ścieżki były bardzo wąskie i strome, ale w takich miejscach zazwyczaj były też poręcze, więc kto się czuł niepewnie, mógł się asekurować. Klimat tego miejsca trochę przypominał mi Skalne Miasta, ale może to dlatego że trochę ich w tym roku odwiedziłam. Po 30-40 minutach dotarłyśmy do kolejnego rozdroża i bufetu Koliba. Można tam wypić piwko albo Kofolę i uzupełnić siły. Są też stoliki i ławeczki, więc to dobre miejsce na przystanek. Stamtąd możemy iść na Górne Diery, czyli najbardziej wymagający fragment trasy, albo wrócić Dolnymi Dierami. Sami musicie zdecydować na podstawie swojego doświadczenia i sił, gdzie się pokierować. Ja mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tam wrócę i przetestuję Górne Diery, jednak wtedy wybór padł na Dolne. Tu z kolei było kilka pięknych drewnianych kładek wiodących przez las, które ja bardzo lubię. No i jeden wodospad. Mnie się podobało! Całość trasy zajęła nam 2h.
4. Zamek Orawski
Wracając do Krakowa, postanowiłyśmy zrobić sobie jeszcze jeden krótki przystanek. Chodzi oczywiście o jeden z najbardziej rozpoznawalnych zamków w całej Słowacji, czyli zamek Orawski. Jego największym atutem jest ciekawe położenie, leży na skale nad rzeką Orawą. W związku z tym, widać go z bardzo daleka. Prawdopodobnie jego budowę rozpoczęto w XIII wieku, pierwotnie był w stylu romańskim i gotyckim, ale po przebudowie jest to renesans i neogotyk. Ze względu na lokalizacje na wzniesieniu, trzeba do zamku kawałek podejść. Zaparkowałyśmy samochód, uiszczając opłatę (3euro) i wdrapałyśmy na dziedziniec. Co ważne, jeśli chcemy zwiedzić zamek w środku, trzeba zapłacić 9 euro za osobę. Kasa jest tylko na dole, więc to tam musimy podjąć decyzję, czy wchodzimy. Nas trochę ograniczał czas, poza tym Mama już zwiedzała zamek w środku, więc wybrałyśmy się tylko na krótki spacer. Ponoć zwiedzanie jest bardzo ciekawe, można się też załapać na krótkie koncerty pieśni ludowych. No i wyczytałam, że popularnością cieszy się również nocne zwiedzanie.
5. Hotel Diana
Na koniec muszę wspomnieć o świetnym hotelu, jaki udało nam się znaleźć. Myślę, że nie przesadzę jeśli napiszę, że była to najfajniejsza baza noclegowa w jakiej spałam w tym roku. Pobija nawet cudną agroturystykę na Dolnym Śląsku i hotel w Dreźnie. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na fajną lokalizację. Miałyśmy blisko do wyjścia na szlak, do większego miasta, a jednocześnie był trochę na odludziu. Sam wystrój jest w klimacie myśliwskim, bardzo dużo pięknych drewnianych elementów przyciąga oko. W hotelu mamy do dyspozycji świetną siłownię, no takiej nie widziałam nawet w Grecji czy na Cyprze! Jest też sala ze stołem do ping-ponga, bilardem i planszówkami. Mama trochę obawiała się o śniadanie, ale było przepyszne. Oprócz koszyka pełnego pieczywa - bułeczki, crossanty, wybierałyśmy też z menu danie na ciepło. Za noc od dwóch osób trzeba zapłacić ok.300-330 zł, ale warto! Tu podsyłam Wam link do strony hotelu.
To komu marzy się taki babski wypad? 👀