Do dwóch razy sztuka! Tak mogłabym powiedzieć, jeśli chodzi o moją sympatię do Łodzi. Nasz pierwszy raz był w listopadzie 2022. Wracaliśmy wtedy z długiego weekendu z Gdyni i Łódź miała być fajnym przystankiem. No, ale zacznijmy od tego, że mało co jest przyjemne w listopadzie. Szaro, buro, zimno... Wysiadamy gdzieś w centrum, które jest tak naprawdę placem budowy. W kamienicach spotykamy szemrane towarzystwo i chcemy tutaj tylko coś coś zjeść i jechać do domu. Na szczęście pobyt w Komediowej wszystko wynagrodził. No dobrze, przyszło mi wrócić do Łodzi pół roku później i odkryć ją tak naprawdę. Zapraszam i Was!
1. Czy w Łodzi jest co robić?
No właśnie! Czy to miasto jest dobre tylko na przystanek? A może warto spędzić tam cały weekend? Otóż, jestem pewna że to fajny kierunek na cały weekend. Tak, jak pisałam we wstępie, byliśmy tam już dwa razy i widzieliśmy dopiero namiastkę tego miasta. Jakbym miała opisać Łódź jednym słowem, powiedziałabym różnorodność. Łódź to Piotrowska, Pasaż Róży, EC1, stadiony i kluby, dobre jedzenie, zoo, palmiarnia i wiele innych. Łódź ginie przy takich miastach, jak Gdańsk, Wrocław i Kraków. Jednak to zdecydowanie miejsce z potencjałem.
2. Co zwiedzić?
No dobrze, na początek zapraszam Was na ulicę Piotrowską. Można powiedzieć, że to odpowiednik naszej Floriańskiej. Z tym, że ta w Łodzi wydaje mi się szersza i przez to mniej zatłoczona. Mamy tutaj pełno barów, kawiarni, restauracji, ale znajdą się też zaniedbane kamienice. Jak już jesteśmy tutaj, koniecznie zajrzyjmy do Pasażu Róży. Wystarczy tylko na początku Piotrowskiej odbić w prawo, zgodnie ze znakiem.
Pasaż Róży
Czym wyróżnia się to miejsce? Przede wszystkim, wszystkie ściany na tym podwórku zostały pokryte kawałkami luster. To tworzy nietypowy efekt. Wydawać by się mogło, że mozaika składa się z niedopasowanych elementów. To jednak tylko złudzenie. Ciekawa jest też sama idea powstania. Projekt jest autorstwa Joanny Rajkowskiej, której córka ma na imię właśnie Róża. Róża zachorowała i widzi tylko szczątkowo. Obraz, który widzimy, ma nawiązywać właśnie do tego, w jaki sposób może widzieć jej córka. Przyznajcie, że to nietypowy gest, pełen niewypowiedzianej symboliki. Warto tu zajrzeć i przejrzeć się w tym wyjątkowym lustrze.
Tak blisko, a tak daleko. Centrum Nauki i Techniki
Ci, którzy śledzą mnie na Instagramie, wiedzą że do Łodzi pojechałam z konkretnego powodu. Odbywał się tam festiwal twórców internetowych. W związku z tym, podzieliliśmy się z Mateuszem. Ja poszłam na wykłady i warsztaty, a on poszedł zwiedzać. Dzieliło nas tak naprawdę kilkaset metrów. Mati wybrał się do Centrum Nauki i Techniki i jak stwierdził po wizycie, było to najfajniejsze muzeum w jakim był. Czy trzeba Wam większej zachęty?
Bilet normalny kosztuje 34 zł, a 26 zł ulgowy. W tygodniu można kupić je nieco taniej. No dobrze, a co w tym muzeum? Jest poświęcone sposobom przetwarzania energii. Znajdziemy tutaj zabytkowy piec kaflowy. Oprócz tego, można pobawić się w budowniczych i zbudować swoje miasto. Jest sporo multimedialnych elementów, a wisienką na torcie jest wizyta w kinie sferycznym. Trzeba za to dodatkowo zapłacić 12 zł, ale to ciekawe uzupełnienie. Muzeum jest ogromne. przygotujcie sobie spokojnie 2h na zwiedzanie. Jeśli chodzi o dzieci, to jak najbardziej im się tutaj spodoba, ale jednak zalecamy brać ze sobą nieco starsze pociechy, w wieku szkolnym.
Przy Centrum znajduje się też wieża widokowa, na którą Mateusz również postanowił się wdrapać. A tak narzeka, jak ja Go gdzieś wyciągam. A tu proszę! Widok stamtąd jest naprawdę ładny, można spojrzeć na Łódź z zupełnie innej, ciekawej perspektywy. Chodźmy jednak dalej.
Zoo w Łodzi
Dobra. Zacznę od tego, że nie jestem fanką ogrodów zoologicznych. Nigdy nie byłam i pewnie nie będę, ale dla tego zoo postanowiłam zrobić wyjątek. Do tej pory zwiedziłam chyba tylko 4: to w Krakowie, Chorzowie, Wiedniu i właśnie Łodzi. Wybrałam się przede wszystkim ze względu na Orientarium, które na zdjęciach zrobiło na mnie spore wrażenie.
Zoo jest czynne codziennie od 9 do 19. Pani w kasie powiedziała, że czas zwiedzania to 3h. Ja miałam tylko połowę z tego czasu i wydaje mi się, że mniej więcej widziałam wszystko. Byłam świadoma, że następnego dnia już nie będę miała czasu wcale, więc teraz albo nigdy. Na spokojnie zwiedzanie z dzieciakami myślę, że warto mieć w zapasie te minimum 2h, może nawet 2.5h. Za bilet trzeba zapłacić 70 zł. Dzieciom do lat 3 przysługuje wstęp bezpłatny. Można kupić też bilety łączone do Centrum Nauki i Techniki za 80 zł i to się faktycznie opłaca.
Natomiast generalnie bilety są drogie i jak czytam opinie, to jest to największy mankament tego miejsca. Mało tego, dodatkowo trzeba zapłacić za parking 20 zł. A jeśli chcemy jeszcze zjeść na miejscu, to już w ogóle można wydać tutaj naprawdę sporo kasy. Zaczęłam od tych przykrych spraw, ale teraz przejdźmy już do przyjemniejszych.
W zoo znajdują się strefy tematyczne, jak np. małpi gaj, świat ptaków, mini zoo, żyrafiarnia itd. Oprócz tego, tak jak wspomniałam, znajduje się tutaj też bardzo dobrze rozwinięta strefa gastro. Budek z jedzeniem było naprawdę sporo. Jest sklepik z pamiątkami, w którym dorwałam magnez z Łodzi. Czy warto? Myślę, że tak. Można się szarpnąć na taki wydatek, tym bardziej jak ktoś lubi takie atrakcje.
Stacja Radegast
Czym byłaby wycieczka do Łodzi bez miejsca historycznego? W ogóle już po powrocie, przypomniałam sobie że czytałam kiedyś książkę o Obozie Zagłady, w którym znajdowały się tylko dzieci i który swoją siedzibę miał właśnie w Łodzi. Ten temat muszę zgłębić przy kolejnej wizycie. Stacja Radegast to kolejne miejsce, które Mateusz wpisał na swoją listę do zobaczenia. Na szczęście, mnie także udało się zobaczyć z nim to miejsce i naprawdę szczerze Wam polecamy zobaczyć je na żywo.
Początkowo był tutaj punkt przeładunkowy żywności i surowców. Jednak później, w 1942 odjeżdżały stąd pociągi do Obozów Zagłady w Chełmie i Auschwitz. Szacuje się, że przez teren stacji przeszło ok. 145 tysięcy ludzi, w tym głównie Żydów. Przy stacji zbudowano Tunel Pamięci, w którym dziś znajduje się ekspozycja poświęcona tej smutnej historii.
Na końcu tunelu znajduje się kolumna z napisem "Nie zabijaj" w języku polskim, hebrajskim i niemieckim. Przy stacji stoją też wagony, do których można zajrzeć przez okno i spróbować sobie wyobrazić w jakich warunkach ten transport się odbywał. Jest tu Muzeum Tradycji Niepodległościowych, ale niestety nie mieliśmy czasu, żeby go zwiedzić. Ekspozycja o której tutaj piszę jest darmowa. Jednak jeśli będziecie wybierali się do Łodzi poza sezonem, warto sprawdzić czy Tunel Pamięci jest normalnie otwarty. No dobrze, a teraz chodźmy dalej.
Ogród Botaniczny i Palmiarnia
Ostatnio mam jakąś słabość do Ogrodów Botanicznych. No, ale co ja poradzę, jak to takie fajne miejsce na odpoczynek? Ten w Łodzi, podobnie jak w Zabrzu, jest dostępny za darmo. W parku znajduje się duża i piękna altanka. Oprócz tego jest też staw, sporo ścieżek spacerowych, kawiarnia i Palmiarnia. Jeśli chcemy ją zwiedzić, musimy za tę atrakcję zapłacić.
Bilet normalny kosztuje 16 zł, a ulgowy 8 zł. Porównałabym ją do tej w Gliwicach pod względem wielkości, ale tutaj na plus muszę wspomnieć o małych stawach z rybkami. Bardzo przypadły nam do gustu. Zaciekawiła mnie też wystawa poświęcona mięsożernym roślinom. Wyglądają bardzo niepozornie. Na wizytę w Ogrodzie Botanicznym trzeba poświęcić na pewno ponad godzinkę. Czy ktoś już zgłodniał? Mam nadzieję, że tak, bo na koniec jak zawsze, gastro polecajki. 😉
Gdzie zjeść w Łodzi?
Przede wszystkim odsyłam Was tutaj do mojego wpisu o wizycie w Komediowej. Pyszne jedzenie, ciekawy wystrój i dbałość o detale totalnie mnie przekonuje. Natomiast oprócz tego, polecam Otwarte Drzwi.
To typowa włoska kuchnia, więc nasze smaki. Zamówiliśmy pizzę, która była naprawdę pyszna i bardzo szybko podana, mimo dość dużego obłożenia. Pierwszego dnia sprawdziliśmy też burgery, które polecamy dalej. Odsyłam Was do Gastromachiny. Z tego wszystkiego sama zrobiłam się głodna! A czy Wam narobiłam smaka na podróż do Łodzi? Mam nadzieję, że tak!
* Bonus dla stałych czytelników 😀
Tak, jak pisałam na początku wpisu, w Łodzi byłam tym razem w konkretnym celu. Udało mi się dostać na See Bloggers. Jest to największy w Polsce festiwal twórców internetowych. Cały weekend wypełniony po brzegi wykładami i warsztatami. Przyznam szczerze, że miałam mieszane odczucia.
Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że jadę na takie wydarzenie. Z drugiej, mocno obawiałam, bo nikogo nie będę znała. Nie jestem raczej typem osoby, która podchodzi do obcych i sama nawiązuje rozmowę. Nie udało mi się zarejestrować Mateusza, jako współtwórcy, a w zasadzie nie wiedziałam że mogę to zrobić. Kiedy dotarłam na miejsce, na początku przytłoczyła mnie ilość ludzi. Ludzie stali w grupkach, albo chociaż w parach, a ja sama... Stanęłam grzecznie do kolejki, aby się zarejestrować i już miałam pisać wiadomość do przyjaciółki, że ja stąd wychodzę. To nie mój świat, ja się tutaj nie nadaję. 🙊 Na szczęście, szybko wszystko przekalkulowałam i stwierdziłam, że muszę zostać. Odebrałam pakiet powitalny, pełen prezentów, i poszłam za tłumem. Pierwszą konferencję prowadził Krzysztof Stanowski, którego znam ze względu na moje zainteresowanie sportem. Usiadłam i słuchałam z zaciekawieniem. Moje nastawienie od razu się zmieniło. Udało mi się nawet cyknąć pamiątkowe selfie i pozdrowić Stanowskiego od Mateusza. 😀
W przerwach kręciłam się miedzy stoiskami i korzystałam z atrakcji, które przygotowali organizatorzy. Teraz wiem, że sporo przegapiłam przez ogromne kolejki do niektórych stoisk. Zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcie, wypiłam pyszną kawę, porozmawiałam z panią o wydaniu własnej książki i wciąż przewijałam się na panelach. Największe wrażenie zrobił na mnie wykład Martyny Wojciechowskiej. W ogóle zderzenie z tymi wszystkim znanymi osobami jest ciekawym doświadczeniem, bo zupełnie inaczej odbieramy daną osobę w social mediach, a zupełnie inna wydaje się w rzeczywistości. Martynę odebrałam jaką ciepłą, pełną energii i bardzo świadomą kobietę. Opowiadała o pomocy psychologicznej dla młodzieży. Pewnie dlatego ten temat bardzo mi przypadł do gustu.
Przez splot sprzyjających okoliczności, udało mi się później wkręcić Mateusza na festiwal i na after party i koncert Karaś&Rogucki. A ja czułam się cały dzień, jakbym dostała jakiegoś kopa motywacyjnego! Uczestniczyłam też w kilku fajnych warsztatach i mam nadzieję, że ich efekty będą widoczne już za niedługo na moim Instagramie. Może ta relacja brzmi trochę chaotycznie, ale sama do tej pory do końca nie umiem ubrać w słowa tych wszystkich emocji i przemyśleń, które mi towarzyszyły w trakcie festiwalu. Był to jeden z piękniejszych weekendów w moim życiu. 😍
Dobra, kto dotrwał do końca?