Podróże z książką

Z wielu odbytych podróży i pasji do słowa pisanego zrodził się pomysł na bloga. Podróże z książką to miejsce, w którym odnajdziecie zarówno wpisy o tematyce podróżniczej jak i recenzje książek.

Menu

  • Strona główna
  • O mnie

października 10, 2025

Książkowy wrzesień

 Wrzesień przyniósł różne książki. Dwie otrzymałam do recenzji. Obie czytało mi się dobrze, ale tylko jedna z nich zapadnie mi na dłużej w pamięć. Od niej zatem zacznijmy. Zapraszam.



1. Jak rozbiłam szkło. Moje dorastanie wśród świadków Jehowy

Nie napiszę Wam, że ta książka jest dobra. Nie napiszę też, że jest zła. W końcu sama chwilę się wahałam, kiedy dostałam propozycję recenzji. Czy zachęcam do przeczytania? Zdecydowanie. Mnie ta książka wciągnęła. Czytałam w każdej wolnej chwili. Jednocześnie momentami musiałam ją odkładać, bo nie dowierzałam, JAK, DLACZEGO, PO CO. To reportaż o poszukiwaniu siebie, o uwikłaniu od maleńkości w sekcie. Tulia urodziła się w rodzinie Świadków Jehowych. Od urodzenia wpajano jej, że wiara w której jest wychowywana jest jedyną i właściwą drogą do szczęścia. Jako dziecko, posłusznie dostosowywała się do reguł. Choć te z czasem zaczęły być niewygodne. Jak wytłumaczyć w szkole, że Ty nie obchodzisz urodzin i nie zaśpiewasz innym sto lat? Albo dlaczego nigdy nie możesz iść po szkole bawić się z innymi? I skąd ten Twój dziwny ubiór? To tylko kwestii, które były pierwszymi trudnościami w życiu Tulii. Im dalej, tym trudniej. Przecież mała dziewczynka zaczęła dorastać, coraz więcej rozumieć, czuć, że jest w jakiś sposób ograniczana. Pierwszy zakochanie. Jej rodzice, jej wspólnota tego nie akceptowali. Z bólem serca rozstała się z chłopakiem. Podobnie było z najlepszą przyjaciółką. "Bo tak trzeba, bo Jehowa byłby dumny". Pojawiały się pierwsze wątpliwości, pierwsze łamanie reguł i ogromne wyrzuty sumienia. Długo Tulia była jedną z najbardziej zaangażowanych osób w zborze. Przyjęła chrzest w wieku 14 lat, potem w wieku 20 wzięła ślub z innym świadkiem i wspólnie wyjechali na misję do Indonezji. Dopiero ten wyjazd był dla niej przełomem. W końcu trochę uwolniła się od tej wiecznej, przytłaczającej kontroli. Zobaczyła, że można żyć inaczej. Nastał czas trudnej walki o siebie. Tulia musiała wykazać się ogromną odwagą i determinacją, aby wyrwać z toksycznego środowiska. I na koniec refleksja ode mnie, już po lekturze. Opowiadałam mężowi o tej książce i o tym, że Tulia razem z siostrą odeszły z tej sekty. Skomentował to słowami "to sukces". Na co ja odparłam "a dla rodziców na pewno największa życiowa porażka". Przeczytajcie, warto. 9/10

2. Ptaki najpiękniej śpiewają w nocy

O tym, jak bardzo mylące może być pierwsze wrażenie. Po przeczytaniu kilku rozdziałów, nastawiłam się na męczarnie. No i teraz po lekturze, trochę mi smutno, bo ta książka mnie otuliła. Chętnie przeczytałabym coś podobnego. Mela i Świst to powstańcy, którym cudem udaje się uciec z transportu do Obozu. Na początku nie za bardzo mają do kogo się udać. Są skazani na siebie. Jedyną nadzieję pokładają w rodzinie chłopaka, która mieszka w Chęcinach. To tam próbują się dostać. Znów szczęście im sprzyja i trafiają w odpowiednie miejsce. Zastają w domu Wojtka, dorosłego mężczyznę i kuzyna Śwista. Ten początkowo nie wierzy w ich historię i co gorsza, w ogóle nie poznaje chłopaka z dzieciństwa. Na szczęście ciocia Lucyna nie zapomniała o młodym Jacku. Mimo skromnych warunków, przygarnia dwójkę uciekinierów pod swój dach. Lucyna oprócz Wojtka, ma też drugiego syna Romka. Niestety ich ojciec został niedawno zastrzelony. Z tą rodzinną tragedia, najtrudniej jest pogodzić się właśnie Wojtkowi. Od początku jest negatywnie nastawiony do swoich gości, zwłaszcza Meli. Tym bardziej, że wkrótce Świst postanawia wrócić do Warszawy,aby szukać matki. Przyjaciele się rozdzielają. Mela, która od dawna nie miała żadnych wieści o swojej rodzinie, postanawia skorzystać z uprzejmości i zostać w leśniczówce. Choć i tutaj, momentami czuje się bardzo samotnie. Historia się rozkręcała, ale generalnie naprawdę dobrze mi się ją czytało. Jedynym minusem dla mnie było nieco przesłodzone zakończenie. Szkoda, że autorka nie rozwinęła bardziej wątku powrotu do Warszawy. Ode mnie 8/10, a zapowiadało się dużo gorzej! 

3. Oziębłość

Pora na książkę, co do której mam mieszane odczucia. Wszystko zaczęło się od głównej bohaterki, której po prostu nie mogłam przetrawić. Poznajcie Anię. Ania prowadzi butik modowy oraz niestrudzenie działa w social mediach. Oprócz tego (nie, nie przede wszystkim) jest też mamą dwóch córek. Jedna z nich, Judyta, uległa wypadkowi i do dziś nie odzyskała pełnej sprawności. Nie może samodzielnie chodzić, jest zależna od innych osób. Właśnie tę zależność wykorzystuje Anna, aby wzbudzić w innych współczucie. Udaje jej się to. Ludzie wpłacają na zbiórki, wysyłają słowa wsparcia, modlą się, trzymają kciuki za szybki powrót do zdrowia. Prawda jest jednak brutalna. Annie nie zależy na zdrowiu córki. Najważniejszą wartością są dla niej pieniądze, lajki, komentarze, udostępnienia. W sieci kreuje się na umęczoną, nieszczęśliwą i zatroskaną mamę. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Stara się być mamą jedynie dla młodszej córki, Madzi. Kiedy planują razem wspólny wyjazd, w domu dochodzi do wypadku. Ktoś próbował zabić Judytę. Dziewczyna trafia do szpitala. Dla normalnego rodzica to traumatyczne wydarzenie, ale nie dla Anny. Anna widzi w tym ogromną szansę. Na większe wsparcie followersów, świetny content i w końcu większe wpłaty. Nie wie tylko, że ktoś odkrył jej sekret. I to nie jeden. I zrobi wszystko, żeby prawda wyszła na jaw. Jaka jest cena sławy? Do czego jest zdolna Anna, żeby uchronić swój wizerunek? Książkę czyta się szybko, styl autorki bardzo mi się podoba. Rozwiązanie zagadki dla mnie było trochę oklepane. Przeczytałam już niejedną książkę z takim motywem i po prostu wielu rzeczy się domyśliłam. Historia ma zmusić czytelnika do refleksji nad uzależnieniem od Internetu, od social mediów. I tak właśnie u mnie było, dlatego nie chcę udawać że to arcydzieło. Mimo to, na pewno sięgnę jeszcze po coś jeszcze tej autorki i Wam również polecam. Ode mnie 6/10. 

4. Piekło jest tutaj

Jestem uprzedzona. Przyznaję. Do książek Mroza, które nie są częściami dłuższej serii. Miałam podejścia do pojedynczych książek, jak Lot 202 albo Czarna Madonna. Czytałam też Projekt Riese i żadna z wymienionych mnie nie porwała. Postanowiłam zrobić sobie przerwę i oto jestem. Po lekturze nowej książki Remigiusza. Niestety ani mnie ta książka ziębi, ani parzy. A dlaczego? Patrycja Dobska to dobrze prosperująca dziennikarka. Jej ciężka praca popłaciła. Ma dostać swój program. A to dlatego, że udało jej się dojść do nowych informacji w sprawie tajemniczego zaginięcia sprzed lat. Niestety, nigdy nie dociera przed kamery by przedstawić je światu. Ktoś pozbawia ją życia. Czy fakty do których dotarła były aż tak cenne? Temu przyglądają się właściciele redakcji. Kontrowersyjny Wagner i Szpila nie pałają do siebie sympatią, ale tym razem uświęca im jeden cel. Odkryć prawdę. Ponownie prześwietlają historię zaginionej Wiktorii Juckiej. Jej mama zdradza im, że od kilku lat, w rocznicę zaginięcia Wiktorii, ktoś dedykuje w radiu podejrzane piosenki. To tylko jeden z tropów, który odkrywają. Czy dziennikarski świat ma jakieś zahamowania? W tym wypadku autor obdziera czytelnika z jakichkolwiek złudzeń. Początkowo ciężko mi było wejść w tę historię, ale na szczęście, im dalej, tym lepiej. Jednak dla mnie dużym minusem był główny wątek, czyli motyw zaginięcia. Dla mnie łudząco podobny do zaginięcia Iwony Wieczorek. Ile można wałkować ten temat? I kolejna kwestia, to wulgarne i chamskie dialogi. Mam wrażenie, że to trochę element rozpoznawczy Mroza. I chyba mnie to zaczyna nudzić. Ja to chyba jednak w spokoju poczekam na kolejną Chyłkę. Daję 6/10. 



Read more »
o października 10, 2025 0
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

września 29, 2025

Co zwiedzić w Krynicy-Zdrój w jeden dzień?

W takie jesienne dni, miło powspominać tegoroczne lato. Choć pogoda często była średnia, to w lipcu udało nam się wrócić do Krynicy-Zdrój. Ostatni raz byliśmy tam 5 lat temu, w zimie. Wciąż ciężko mi uwierzyć, że chwilę później, zamknęli nas w domach na tak długo. Dziś wirtualnie zapraszam do miasteczka, które słynie z uzdrowisk, ale nie tylko! Gotowi? 


1. Dojazd i parking

Choć odległość z Krakowa do Krynicy nie jest jakaś duża, to na dojazd trzeba liczyć ponad 2 godziny. Tylko fragment do Brzeska przejedziemy autostradą, a później już krajową drogą nr 75. Przy wjeździe do miasta bardzo często tworzą się korki. Trochę, jak w Szczawnicy, czy Zakopanem, ale niestety taki urok turystycznych miejscowości. Polecam Wam rozważyć zaparkowanie gdzieś przy wjeździe do Krynicy i stamtąd zaliczyć dłuższy spacer. My trochę czasu zmarnowaliśmy na stanie w korku i potem szukanie miejsca. Ostatecznie samochód zostawiliśmy przy Dworcu PKP. 



2. Atrakcje w Krynicy

Krynica-Zdrój ma dużo do zaoferowania i z pewnością można tu spędzić więcej, niż jeden dzień. Znajdują się tu ciekawe muzea, ścieżka w koronach drzew, czy zabytkowa kolej linowa. To także świetna baza wypadowa do wycieczek górskich. Nie wszystkie atrakcje jeszcze sprawdziliśmy, dlatego jestem pewna, że znów wrócimy!


  • Deptak w Krynicy
Tuż po zaparkowaniu, udaliśmy się w najpopularniejsze miejsce w Krynicy. Mowa o tutejszym deptaku. Deptak składa się z dwóch części: Bulwaru Dietla oraz części ulicy Nowotarskiej. Pełno tu urokliwych budynków. Mnie bardzo podoba się Willa Romanówka.


W środku mieści się muzeum Nikofora Krynickiego. Tak naprawdę nazywał się Epifaniusz Drowniak. Był malarzem, za życia niedocenionym. Miał wadę słuchu i wymowy, uznawany za odmieńca, biedaka. Dziś w Romanówce możecie obejrzeć wystawę poświęconą jego twórczości. Wstawiam Wam tutaj link z informacjami. Na deptaku znajdziecie sporo takich zabytkowych willi, ale też Stare Łazienki Mineralne, czy Nowoczesną Pijalnie Wód. To też wysyp restauracji i stoisk z pamiątkami. Na deptaku można pojeździć też gokartami i to dla mnie było trochę uciążliwe. Mateusz, który w Krynicy bywał za dzieciaka, mówił że nic się w tym temacie nie zmienia. Dla mnie to średnio bezpieczne, ale co kto lubi. Chodźmy dalej!



  • Nowoczesna Pijalnia Wód Mineralnych
Mam wrażenie, że ta Krynica-Zdrój to taki misz-masz. Każdemu będzie się kojarzyć trochę z czymś innym. To miasteczko uzdrowiskowe. A w związku z tym, można spróbować tu wód leczniczych. Ich nazwy to Jan, Zuber, Słotwnika i Tadeusz. Do wyboru jest opcja w plastikowym kubeczku, w butelkach lub w pamiątkowych kubeczkach. Ten kubeczek można kupić na miejscu. Widzieliśmy wielu starszych ludzi, którzy spacerowali po Pijalni właśnie z tymi kubeczkami.


 My postawiliśmy na opcję jednorazową i wzięliśmy zapas do domu (dla teściów, jakby ktoś pytał 😁). Ceny wahają się od 1.60zł/4.60zł. Pijalnia jest odremontowana i jest sporo miejsca na dole i na górze. Na szczęście jest też winda. Na dole znaleźliśmy sklepik z pamiątkami i piękny zielony spocik do zdjęć. U góry sporo kanap, stolików, a także kawiarnia. 


  • Pijalnia Wody Jan
Nieco dalej mieści się zabytkowa Pijalnia Wody Jan. Tam też polecam Wam zajrzeć, bo sam budynek jest bardzo klimatyczny. Zbudowany trochę w zakopiańskim stylu, zastąpił drewnianą altanę. Oczywiście można spróbować tu nie tylko wody pitnej Jan, ale również tych wcześniej wymienionych. Sama nazwa pochodzi od pracownika zdrojowego, pana Jana Bojanowskiego. Odkrył to źródło w 1884 roku. Tuż obok znajduje się Park im. Mieczysława Dukieta. Polecam Wam tu zajrzeć, jeśli chcecie odpocząć od tłumów na Deptaku.


  • Góra Parkowa
Niewątpliwie kolejnym symbolem Krynicy-Zdrój jest Góra Parkowa. Poprzednim razem postanowiliśmy się tam przespacerować, a teraz chcieliśmy wjechać kolejką. Niestety kolejki do kolejki 😉 nas skutecznie odstraszyły. Podchodziliśmy do kas chyba 3 razy i za każdym razem było mnóstwo ludzi. Nie ma się, co dziwić, bo kolej jest popularna i wiekowa. Powstała w 1937 i jest najstarsza w Polsce. Przejazd w obie strony kosztuje 28 zł. W jedną 23 zł, a dzieci do lat 4 mają darmowe wejście.


 Na szczęście czuję tylko lekki niedosyt, że nie wyjechaliśmy kolejką, bo Górę Parkową zdobyliśmy i to w zimie. Mam nawet pamiątkowe zdjęcia. Na szczycie są ławeczki, drewniana altanka i przede wszystkim piękny widok na okolicę. Z tego, co kojarzę, w zimie jest tam też ogród świateł. Dla mnie to jedno z najładniejszych miejsc w Krynicy.


  • Muzeum Zabawek
Podrzucam Wam jeszcze opcję, która fajnie sprawdzi się przy kiepskiej pogodzie. Spodoba się i dużym i małym. Zapraszam do Muzeum Zabawek, które dla wielu z nas będzie sentymentalnym powrotem do dzieciństwa. 

Muzeum Zabawek jest tu już ponad 10 lat, a w środku znajdziecie ponad 3 tysiące różnych eksponatów. Są porcelanowe lalki, lego, pozytywki, a nawet można usiąść w szkolnej ławce. Z pamiątkowego sklepiku kupiliśmy do domu chyba pchełki. Kto zna? 😀 Jeśli chodzi o bilety, to 30 zł kosztuje normalny, a 25 zł ulgowy. Dzieci do lat 4 wchodzą za darmo. Czas zwiedzania to tak +/- godzinka.



3. O tych atrakcjach się mówi 

Na koniec jeszcze dwa słowa o atrakcjach, których nie sprawdziliśmy, ale mogą Was zainteresować. No i oczywiście wspomnę, gdzie można zjeść dobry obiadek. Bo głodni z Krynicy wyjechać nie możemy, prawda? 😀 Jeśli lubicie wieże widokowe albo ścieżki w koronach, to  w Krynicy też taką znajdziecie. My już sporo ich widzieliśmy, dlatego świadomie się nie wybraliśmy. Dla kogoś, kto nigdy nie był, może to być ciekawa opcja na spędzenie czasu. Ta w Krynicy kosztuje 99 zł bez ulgi, a z 79zł. Można tam wjechać kolejką, ale to dodatkowy koszt. Ścieżka w Krynicy była chyba jedną z pierwszych w Polsce. Teraz jest ich już dużo więcej i wciąż zyskuje na popularności. Czy to dobrze? Sami oceńcie. 


A jeżeli macie ochotę na dłuższy i trudniejszy spacer górski, to polecam Wam wybrać się na Jaworzynę Krynicką. To już wyprawa tak na 5-6 godzin, ale na szczyt możecie wjechać też kolejką gondolową. Widoki ze szczytu ponoć piękne. Tą atrakcję akurat chętnie sprawdzę następnym razem! Zgłodnieliście? Mam nadzieję, że tak. Wróćcie jeszcze raz na deptak i tam zajrzyjcie do Smaków Wisły. 



Read more »
o września 29, 2025 0
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

września 11, 2025

Opis szlaku górskiego na Szyndzielnię i Klimczok

 Nie zliczę, ile razy w tym roku musiałam przekładać wypad w góry. Powody były dwa. Albo fatalna pogoda, albo problemy zdrowotne. I tak naprzemiennie. Górski sezon zaczęłam zatem wyjątkowo późno i sama nie wiem, ile on potrwa. Wybrałam się w rejony mało znane, więc mam nadzieję, że i Was przekonam dziś do Beskidu Śląskiego. 

1. Dojazd i parking

My postanowiłyśmy wystartować z Bielska-Białej. Droga z Krakowa zajęła nam 1h40 minut. Zaparkowałyśmy na dużym i płatnym parkingu na ul. Karbowej 15. Opłata za cały dzień to 20 zł. Można płacić zarówno gotówką, jak i kartą. Stamtąd do wyjścia na szlak czeka nas jeszcze 10 minut spacerku. Ciężko zaparkować bliżej. Możecie jednak spróbować dostać się prawie pod sam wyciąg miejskim autobusem. Ta opcja sprawdzi się dla osób starszych, czy z małymi dziećmi. 

2. Trasa Polana Dębowiec-Szyndzielnia

Na sam szczyt doprowadzi nas czerwony szlak. Jest to część Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na drogowskazie czas do przejścia to 2h, jednak my dotarłyśmy tam o jakieś pół godzinki szybciej. Tempo miałyśmy konwersacyjne, a podany czas jest orientacyjny. Bardzo szybko z asfaltowej ścieżki, wchodzimy do lasu. 

Droga będzie się piąć delikatnie do góry, ale trochę na zasadzie takiego ślimaczka. Ścieżka jest kamienista lub żwirowa, dlatego pod wózek totalnie się nie nadaje. Jednak jest ciekawą opcją na wycieczkę rowerową. I takich rowerzystów mijałyśmy dość często. Trzeba uważać, zwłaszcza na zjeżdżających z dołu. Widziałam na trasie kilka drewnianych ławeczek. To dobre miejsce na odpoczynek. 

Na Szyndzielnie można wyjechać też kolejką, ale spod wyciągu trzeba jeszcze przejść spacerkiem jakieś 10-15 minut. Bilet w obie strony kosztuje 44 zł, a jedną 34 zł. Dzieci do lat 5 zjeżdżają za darmo, a powyżej muszą zapłacić odpowiednio 34 zł, lub 28 zł. Przejazd wagonikiem trwa około 10 minut, ale widoki cudowne. 

U góry jest schronisko, w którym można zjeść domowy obiad, napić się kawy, czy kupić drobne pamiątki. Na zewnątrz są rozłożone stoliki z parasolami, a także leżaczki. Te ostatnie były w tym dniu dość mocno oblegane. Z Szyndzielni możemy podziwiać okoliczne pasma Tatr i Beskidów. Kilka pamiątkowych fotek poniżej. 





3. Trasa Szyndzielnia - Klimczok

Na Klimczok na początku znów idziemy czerwonym szlakiem. Po chwili łączy on się z żółtym i na końcu rozdziela. My weszłyśmy na szczyt żółtym. Czerwony poprowadzi Was do schroniska. Drogowskazy pokazywały nam 40 minut, ale znów wyrobiłyśmy się o jakieś 10 minut szybciej.

 Na tej trasie był tylko jeden dość stromy fragment, momentami po kamieniach, ale poza tym było praktycznie płasko. Żal nie skorzystać z takiej opcji, bo widoki z Klimczoka są według mnie jeszcze ładniejsze! Jest tu nietypowy ogród z kamieni przyniesiony z różnych zakątków świata. Znalazłam nawet z Madery. 

Oprócz tego, jest też duże drewniane krzesło, oblegane przez turystów. Na szczęście pamiątkowe foto mamy! Widok ze szczytu jest wręcz kojący. Idealne miejsce na odpoczynek i przekąskę.

 My wróciłyśmy tą samą trasą, ale z Szyndzielni zjechałyśmy kolejką. Mimo takiego ułatwienia, to i tak w tym dniu przeszłyśmy jakieś 12 km. Jak na powrót, całkiem nieźle. 

Widziałam na trasie rodziców, którzy wjeżdżali na Szyndzielnie i stamtąd szli tylko do tego najbliższego schroniska. Nieco trudniejsza i dłuższa opcja to wejście jeszcze na Klimczok, ale w chuście, nosidle, czy nawet za rękę, małym piechurom powinno się spodobać. O ile w nagrodę, będą lody albo ciastko. To co, kto rusza naszymi śladami? 👀





Read more »
o września 11, 2025 1
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

września 03, 2025

Książki w sierpniu

 Sierpień zleciał mi błyskawicznie. Dużo się działo i nie było za wiele czasu na książki. W końcu było też trochę letniej pogody, więc trzeba było skorzystać. Na liczniku w tym miesiącu całkiem niezłe 4 książki. Która była najlepsza? Sprawdźcie ze mną. 👇





1. Wielka Samotność

Zacznijmy od czegoś naprawdę dobrego! Ernt, Coro i Leni to rodzina, która wiele przeszła. Ernt jest weteranem wojennym i cierpi na PTSD. Choć wtedy nikt tego tak nie nazywa. Jest impulsywny, nerwowy, agresywny i często sięga po alkohol. Nie może sobie znaleźć miejsca, ciągle traci pracę. W związku z tym, jego rodzina często się przeprowadza. Leni już wielokrotnie była tą nową w klasie. Nieoczekiwany spadek po przyjacielu, sprawia że rodzina kolejny raz musi porzucić swoje lokum. Tym razem naprawdę, to ma być ich nowy start, nowy dom, nowy etap. Jadą na Alaskę. Dziką, surową, wymagającą. Na początku, jak to w takiej przemocowej rodzinie, trwa miesiąc miodowy. Leni trafia do nowej szkoły. Tam poznaje Matthew Walkera, z którym wkrótce się zaprzyjaźnia. Społeczność, do której trafiają jest niewielka. A to sprawia, że wszyscy się tu znają i trzymają razem. To jedyna strategia, aby przetrwać wymagającą zimę na Alasce. Niestety Ernt nie chce się integrować. Doszukuje się złych intencji, jest podejrzliwy w stosunku do żony. I wraca do agresywnych zachowań. Zakazuje Leni spotykać się z Matthew. A ten sprawia, że w końcu czuje się akceptowana, może nawet kochana? Sytuacja stale się pogarsza, choć mieszkańcy próbują pomóc matce z córką wyrwać się z tego przemocowego piekła. Historia jest długa, ale nie czułam się przez to znużona. Autorka w sposób bardzo autentyczny pokazuje, jak wygląda życie z osobą zaburzoną i jak ciężko odejść z takiego związku. Momentami smutna, skłaniająca do refleksji, po prostu prawdziwa. Chyba najlepsza, jaką czytałam tej autorki. I ta Alaska bardzo mnie zaciekawiła. Daję 10/10. 

2. W ciemnym, mrocznym lesie

Trafiłam w empiku, na przecenioną (właśnie to mnie skłoniło 😀) W ciemnym, mrocznym lesie. Zaciekawił mnie też opis z tyłu, ale czy warto było skusić się na tę promocję? Nora jest typem samotnika. Ma 26 lat i niewielu przyjaciół. Jednak nie zawsze tak było. W czasach licealnych przyjaźniła się z przebojową Claire i chodziła z rok starszym Jamesem. To była jej pierwsza miłość. Związek rozpadł się z hukiem, ale Nora do tej pory rozpamiętuje te młodzieńcze czasy. Nieco później zerwała też relacje z najlepszą przyjaciółką. Pewnego dnia, dostaje maila z zaproszeniem na wieczór panieński Claire. Jest zszokowana, bo nie miały ze sobą kontaktu przez 10 lat. Długo waha się, czy jechać. Na ten wyjazd namawia ją koleżanka, która też długo nie rozmawiała z Clairą. Wizja wspólnego weekendu na odludziu z praktycznie obcymi ludźmi nie brzmi zachęcająco. Mimo to, Nora jedzie. Obawia się spotkania z przyszłą panną młodą, bo tak długo się nie widziały. Szybko okazuje się, że to będzie jej najmniejsze zmartwienie. Bowiem Claire wychodzi za mąż za Jamesa. Za szkolną miłość Nory. I to nie przypadek, że po tylu latach znów się spotykają. Historia wolno się rozkręcała, momentami nudnawa. Dopiero pod koniec wreszcie coś zaczęło się dziać, ale zakończenie dość przewidywalne. To nie przypadek, że była na promocji. 😋 5/10. 


3. Zła Wola

I na koniec coś nietypowego. Wymyśliłam sobie, że sięgnę po coś z literatury azjatyckiej. Ta myśl już od dłuższego czasu chodziła mi po głowie. W kółko tylko Mróz, Kościelny, McFadden itd. Pora na odmianę. Jednak ulubionego gatunku nie zdradziłam i sięgnęłam po kryminał, a jakże! Cofnijmy się w czasie, do lat 90. W Tokio zostaje zamordowany słynny pisarz. Zwłoki zostały odkryte prze żonę denata i jego najlepszego przyjaciela. Mężczyźni byli umówieni na tajemnicze wieczorne spotkanie. Nonoguchiego zaniepokoiła cisza i ciemność w domu Hidaki i poinformował o tym jego żonę. Żadne  z nich nie spodziewało się tak tragicznego odkrycia. Japońska policja rozpoczyna śledztwo, bowiem z całą pewnością ktoś zabił pisarza. Detektyw Kaga szybko trafia na właściwy trop. Jego intuicja i dowody pozwalają szybko aresztować mordercę, który przyznaje się do popełnionego czynu. Jest tylko jeden problem - nie chce zdradzić motywu. Zabił pod wpływem impulsu, bo tak. To dla detektywa za mało. Ta sprawa nie daje mu spokoju, drąży, dopytuje, analizuje przeszłość pisarza. Dużo tu zwrotów akcji i dużo perspektyw. Dla mnie trochę za dużo. Nie wiem też czemu, ale pod koniec momentami ta historia przypominała mi kryminały w stylu Agathy Christie. Pomysł i styl niezły, ale trochę to za bardzo pogmatwane. Ode mnie 7/10. 



Read more »
o września 03, 2025 1
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 27, 2025

Co zobaczyć w Olsztynie? Lista atrakcji.

 W Olsztynie pierwszy raz byliśmy równo 7 lat temu. Dokładnie w sierpniu, 2018, chwilę przed naszym ślubem. Nawet w myślach, nie zakładałam, że będę kiedyś miała swojego bloga. A tu proszę, zaraz stuknie 5 lat, ponad 150 wpisów. Przyszła pora na kolejne miasto i kolejny przewodnik naszymi oczami. Do Olsztyna mam sentyment, bo to miejsce mnie pozytywnie zaskoczyło. Nie oczekiwałam wtedy wiele.  Może i Wy dacie się zaprosić?

1. Na ile jechać do Olsztyna?

Według mnie, minimum to dwa pełne dni. Atrakcji jest naprawdę sporo i każdy znajdzie coś dla siebie. Te 7 lat temu spędziliśmy tu 5 dni, ale jeden dzień byliśmy w Mikołajkach. To też fajna opcja, aby połączyć Olsztyn z Mazurami. Tym razem w Olsztynie spędziliśmy dwa dni, ale wystarczyło, żeby wrócić w ulubione miejsca. Jakie? Przekonacie się w trakcie lektury. 

2. Gdzie spać w Olsztynie?

Teraz spaliśmy w hotelu Wileńskim i z czystym sercem polecam dalej! Od rynku dzieliło nas 5 minut spaceru, pyszne śniadanko, ładny widok z okna i dość duży pokój. Jedyny minus to dodatkowo płatny parking, 40 zł/doba. A jeśli już o parkingu mowa, to strefa obowiązuje w mieście od 8 do 17, poniedziałek-piątek. Czy nie mogłoby tak być w Krakowie? 😀

3. Co zwiedzić?

Lista atrakcji jest długa i sama nie zwiedziłam wszystkiego, ale skupię się na miejscach, które znam. Olsztyn to trasy spacerowe, rowerowe, zamek, ciekawe muzea, rynek, kolorowe kamieniczki, a nawet amfiteatr i lokalny browar. Od czego więc zacząć?


  • Rynek Starego Miasta - Wysoka Brama
Może nie jest to najładniejszy rynek w Polsce, ale odhaczyć trzeba! Jest tu kilka punktów, przy których warto się na chwilę zatrzymać. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w całym mieście jest Wysoka Brama. Być może to właśnie od tej strony będziecie wchodzić na Stare Miasto. Wysoka Brama jest jedyną ocalałą z bram miejskich. To gotycka budowla, którą wzniesiono w XIV wieku. Bardzo długo pełniła funkcję obronną. Każdy, kto chciał wejść do miasta, musiał przejść tu kontrolę. 



  • Stary Ratusz i kolorowe kamieniczki
Można powiedzieć, że centralnym punktem na rynku jest Stary Ratusz. Początkowo był siedzibą władz miasta, później mieścił się tu również sąd, czy szkoła handlowa. Dzisiaj w środku znajduje się Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Władze miasta urzędują w Nowym Ratuszu, przy placu Jana Pawła II. Rynek Olsztyna to również kolorowe kamieniczki. Może nie robią takiego wrażenia, jak te we Wrocławiu, Poznaniu, czy Zamościu, ale też jest na czym oko zawiesić. Kamienice i ratusz ucierpiały w czasie II Wojny Światowej, więc w dużej mierze są to rekonstrukcje. 


  • Ławeczka Mikołaja Kopernika i Zamek Kapituły
Co wspólnego ma Mikołaj Kopernik z Olsztynem? Nie wiecie? Spokojnie, ja na początku też nie wiedziałam! Otóż Kopernik przez kilka lat mieszkał w Olsztynie. Konkretnie, urzędował na zamku. Dlatego na pamiątkę jego pobytu, tuż przy zamku właśnie znajduje się ławeczka z jego podobizną. Zdjęcie obowiązkowe! A jeśli macie ochotę na zwiedzanie zamku, to w środku mieści się Muzeum Warmi i Mazur. We środę wstęp jest wolny. W pozostałe dni, bilety kosztują 29-25 zł. W zależności od sezonu. Dodatkowo płatne jest też wejście na wieżę widokową - 14 zł. Po wizycie na zamku, warto przespacerować się jeszcze do Parku Zamkowego. 


  • Plaża Miejska 
Wyjdźmy teraz poza obręb Starego Miasta i chodźmy w miejsca, które skradły moje serce wtedy i dziś też. Na początek Plaża Miejska, która została zrewitalizowana i odnowiona właśnie w 2018 roku. Trafiliśmy zatem na świeżo wyremontowane miejsce. Ścieżki rowerowe, drewniane kładki, wydzielona część plażowa, wypożyczalnia sprzętu wodnego. Zapamiętałam też wyjątkowo dobre ceny w tej wypożyczalni, ale to się pewnie mogło zmienić przez tyle lat. 😅


 Akurat tym razem mieliśmy pecha, bo część z plażą była zamknięta ze względu na festiwal. Był trochę niedosyt, ale przespacerowaliśmy się w drugą stronę i stamtąd też widoki na jezioro Ukiel były piękne. Zresztą sami zobaczcie, można się zakochać. 😍

  • Jezioro Długie
Kolejne miejsce, które szczególnie polecam w Olsztynie, to jezioro Długie. Mieszkańcy Olsztyna ponoć nazywają go Krzywym. I choć leży bardzo blisko centrum, to w jakiś magiczny sposób można zapomnieć tu o zgiełku i rozkoszować się tym widokiem. Dziś można spotkać tu wielu spacerowiczów, rowerzystów, a nawet wędkarzy. Jednak nie zawsze tak było!


 Przez wiele lat był to najbardziej zanieczyszczony akwen w mieście. Rekultywacja była żmudna i długa, ale zakończona powodzeniem. Dziś znajdują się tu tablice informacyjne, drewniane leżaczki, most zakochanych i pomosty siedziska. Spokojny spacer wokół jeziora zajął nam godzinkę. To zdecydowanie moje ulubione miejsce w Olsztynie. 


  • Park Centralny

Podczas tej wizyty odwiedziliśmy jeszcze Park Centralny. W parku centralnym alejki są wydzielone ścieżki rowerowe, a w środku znajduje się duża fontanna z drewnianymi trybunami. Wokół fontanny zainstalowano częściowo zanurzone w wodzie, półkule. Mają one symbolizować układ słoneczny i nawiązywać do Mikołaja Kopernika. Podejrzewam, że i tutaj czasem odbywają się jakieś akcje plenerowe. Z myślą o najmłodszych turystach, jest tu też mały plac zabaw. To bardzo przyjemne miejsce. 


  • Gdzie zjeść i co wypić
Trochę głupio polecać coś, co jadło się tyle lat temu, ale zaryzykuję. Na rynku w Olsztynie znajduje się Pierogarnia Bruner i tam jadłam naprawdę najlepsze pierogi w życiu. A generalnie lubię to danie, więc jakieś porównanie mam. Jestem też prawie, co roku na festiwalu pierogów w Krakowie. Czy Was tym przekonałam? Dajcie znać! 😀 Tuż obok jest restauracja Highlander, w której możecie napić się miejskiego browaru. A jeśli najdzie Was ochota na więcej, to obok zamku mieści się Browar Warmia, w którym można zamówić sobie menu degustacyjne. Pamiętam, że fajny klimacik tam panował. 

Kogo namówiłam? Zaplanujcie wizytę w Olsztynie z podrózezksiazka.pl 😀. 

Read more »
o sierpnia 27, 2025 0
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 02, 2025

Książki w lipcu

 Książek w czerwcu było niewiele. Dlatego też zabrakło podsumowania. Nieśmiało zrzucam winę na dobre seriale, ale też obiecuję poprawę. Jako zadośćuczynienie wstawiam dwie recenzje właśnie z czerwca. Miłego czytania! 


1. Substytucja

Lipiec zaczęłam od spotkania z Chyłką. W końcu doczekałam się kolejnej części, a tym razem trzeba było czekać wyjątkowo długo. I znów trochę utożsamiałam się z główną bohaterką ze względu na podobny etap życiowy. Można powiedzieć, że razem byłyśmy w ciąży, razem rodziłyśmy i razem wychowujemy. 😅 No dobrze, a teraz na poważnie. Para musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bliźniaki zawładnęły ich życiem codziennym. Brakuje czasu na sen, rozmowę, odpoczynek. Niestety permanentne zmęczenie sprawia, że w małżeńskiej relacji pełno jest frustracji, spięć, wzajemnego niezrozumienia. Oliwy do ognia dodaje sprawa, którą zamierza się zająć Zordon. W małej miejscowości dwójka nastolatków bestialsko zamordowała rodziców jednego z nich. Chyłka naciska na męża, aby odmówił obrony. Ten jednak od zawsze podchodził do pracy w idealistyczny sposób i tym razem też chce postąpić w zgodzie ze sobą. A kiedy się zgadza, zaczynają się prawdziwe problemy. Komuś bardzo zależy, żeby prawda nie wyszła na jaw. Nawet, jeśli trzeba będzie zastosować drastyczne metody. Rodzina, praca, dzieci, związek. Jak trudno odnaleźć w tym wszystkim zdrowy balans. O tym jest ta historia. I okej, domyśliłam się zakończenia, ale i tak uwielbiam tą serię. Wrócili w najlepszym stylu. 9/10


2. Światłoczułość

Książka co, do której mam mieszane odczucia. Sięgnęłam po nią ze względu na medialny szum wokół autora. Chciałam sprawdzić (jak pewnie wiele osób), czy coś zdradza Jakuba Jarno. I tu ogromny szacunek, bo w życiu bym się nie domyśliła po stylu. Myślę, że to ciekawe i trudne doświadczenie dla pisarza. Z samą historią miałam tak, że od samego początku mnie nie zachwyciła. Właśnie ten styl jakoś mnie nie porwał. Później łapałam się na tym, że nie mogę się oderwać od czytania, a zaraz potem prawie zasypiałam. I kiedy przeczytałam ostatnią stronę, wzruszyłam się. No przedziwny wachlarz emocji, ale może właśnie o to chodziło? Poznajcie Witka i Żerkę. To dwójka ludzi, których bardzo doświadczyła wojna. I spotkali się właśnie w jej środku. To spotkanie ich zmieniło. Na tyle, że kiedy ich drogi się rozeszły, zaczęli się szukać. A może to poszukiwanie dotyczyło nie tylko tej drugiej osoby? Żerka latami pisała listy. Czy w końcu się spotkali? Jako czytelniczka bardzo czekałam na ten moment. Pewnie dlatego, niektóre wstawki uważałam za niepotrzebne, przydługie. Potrzebowałam akcji, reakcji, relacji. A przez tę historię chyba powinno się po prostu przepłynąć. Ode mnie takie 7/10. 

3. Zwierz

Przypomniałam sobie, dlaczego Piotra Kościelnego zaliczam do grona swoich ulubieńców. Do tej pory żadne jego książka mnie nie zawiodła, a już trochę przeczytałam. I wciąż mam apetyt na więcej. Tym razem padło na Zwierza. Historia zaczyna się przewrotnie, bo trochę od końca. Policjanci przesłuchują seryjnego mordercę, który opowiada o tym, jak rozpoczęła się jego krwawa pasja. Zadebiutował, jako dziecko. Później było tylko gorzej, choć oczywiście miewał w swoim życiu spokojne okresy. Nie ma w nim, ani krzty poczucia winy, czy skruchy. Jak doszło do zatrzymania? Tu autor zaprasza nas do cofnięcia się w czasie. Zwierz na początku zabijał łatwe ofiary - bezdomnych. Ciężko było połączyć te historię w jedną, ale apetyt mordercy rósł. Postanowił się przedstawić i przy ofiarach zostawiać listy. Mało tego, przestał skupiać się tylko na bezdomnych, ale wciąż szukał łatwych celów. Dziewczyna wracająca z imprezy? Idealnie. Para zakochanych w opustoszałym lesie też. Rzuca wyzwanie prowadzącemu śledztwo. Często w listach kieruje się bezpośrednio do niego. Dlaczego? Tego nikt nie potrafi zrozumieć. Mikun jest typem, który nie odpuszcza. Pracy poświęca się, jak nikt inny. Zapomina o tym, co w domu. A tam żona, która pracuje w fundacji i niepełnosprawny syn, pogrążony w śpiączce. Polowanie trwa. Morderca oprócz listów, chce jeszcze dosadniej zwrócić się do Mikulskiego. Jak? Tego czytelnik może się domyślić. Niestety. Mimo ponad 500 stron, ani przez chwilę nie poczułam się znudzona. Zwierz mordował w sposób brutalny i nie bez przyczyny na okładce widnieje napis +18. Dużo się dzieje, ale niestety niektóre wątki były dla mnie totalnie zbędne. Nie chcę spoilerować, ale również motyw z nową policjantką był dla mnie niezrozumiały. Tu autor wykreował ciekawą postać, która mogłaby wnieść wiele w przebieg śledztwa. A zamiast tego, dostajemy jakieś emocjonalne rozterki. Do Kościelnego mi to nie pasuje, ale poza tym wciąż uwielbiam! 8/10



4. Nad wodę. Mikrowyprawy z Warszawy

Kiedy w czerwcu zabrałam się za przewodnik po Krakowie i okolicach, miałam świadomość że pewnie sporo miejsc będzie mi znanych. W przypadku warszawskiej edycji, było na odwrót. Nie znałam praktycznych żadnego z opisanych miejsc. Czy ciężko mi się przez to czytało ten przewodnik? Ani trochę. Już sam wstęp wprowadził mnie w klimat tej książki. Nigdy nie zastanawiałam się nad pojęciem mikrowyprawy. Mimo, że mam bardzo dobre skojarzenia ze słowem wyprawy. Na wyprawy chodziłyśmy z moją siostrą na wakacjach u babci. Ich najważniejszy element to była oczywiście bułka w plenerze. Sentymentalne wstawki w przewodniku podobały mi się najbardziej. To nie były suche opisy z wyliczeniem gatunków zagrożonych na danym terenie, ale prawdziwe zaproszenie.  Zaznaczone, kiedy najlepiej przyjechać, jakich atrakcji się spodziewać. To lubię! Jak w tytule, najwięcej miejsc do sprawdzenia nad wodą, ale nie tylko. Każdy znalazłby coś dla siebie. Jedynie ostatni rozdział jest trochę niepotrzebny. Jest poświęcony dalekim i całodniowym wycieczkom. Sam zamysł wydaje się w porządku, ale są tu tylko dwie propozycje. Po przeczytaniu, kolejny raz zachwyciłam się Polską. Brawo dla autorów, misja wykonana. 9/10


5. Wyprawy niedalekie. Kraków i okolice. 

Czytacie papierowe przewodniki? Dla mnie są istotnym uzupełnieniem przy planowaniu kolejnych wycieczek. I tak, trafił w moje ręce przewodnik po Małopolsce. Byłam bardzo ciekawa, czy coś mnie zaskoczy w tych propozycjach. Wszak, trafiło na wytrawnego gracza. Otóż, większość miejsc znałam, ale było kilka niespodzianek. Pierwsza część dotyczy wycieczek po Krakowie. Druga to propozycje do godziny drogi, a trzecia do dwóch godzin. Opisy są krótkie, z uwzględnieniem, czy trasa jest odpowiednia na wózek, albo spacer z psem. A dodatkowo info, o jakiejś restauracji/sklepie w pobliżu. Zaskoczyło mnie, że w Bochni jest coś więcej, niż kopalnia i rynek, albo ile ma do zaoferowania miasteczko Biecz. No i ilość górskich szlaków, które wciąż czekają na sprawdzenie. I to właśnie góroholikom poleciłabym szczególnie tę książkę. Autora kojarzyłam już wcześniej właśnie z eksponowaniem górskich szlaków, zwłaszcza w Tatrach. Dla mnie, mimo że kocham góry, brakowało trochę większej różnorodności w tym ostatnim rozdziale. Przy wycieczkach górskich można być też dodać stopień trudności, ale poza tym, doceniam  kawał dobrej roboty. Za piękną szatę graficzną również plus. Daję 7/10


6. Noski. Tak ćpają nasze dzieci. 

Na koniec zostawiłam książkę, po którą każdy powinien sięgnąć. A zwłaszcza rodzic, czy osoba pracująca z dziećmi, młodzieżą. Powstrzymam się też od oceny, bo tu nie ma co oceniać. To trzeba przeczytać. O książce dowiedziałam się w czasie odsłuchu podcastu Piąte. Nie zabijaj. Rozmowa z autorką, Magdą Mieśnik nami wstrząsnęła. Jak to - w każdej szkole są obecne narkotyki? Czy naprawdę dzieci zaczynają już w wieku 9 lat? Dlaczego tak mało osób wychodzi z tego uzależnienia? Te statystyki mnie zmiażdżyły. Z kilku powodów. Pierwsze jest oczywisty. Pewnie, jak każda mama, chciałabym uchronić swoje dziecko od takich problemów. Po drugie, przez kilka lat pracowałam w szkole. A z młodzieżą mam do czynienia już naprawdę długo. Ta dostępność środków, pomysłowość mnie przeraża. Po trzecie, przez jakiś czas pracowałam też z osobami uzależnionymi i widziałam, jak ten nałóg potrafi zniszczyć. I właśnie ten stosunkowo krótki epizod sprawił, że bardzo ostrożnie podchodzę do tematu legalizacji. Cieszę się, że autorka ma dokładnie takie samo podejście. Bowiem, statystyki w tym temacie są nieubłagane. Często młodzi zaczynają właśnie od skrętów. A potem chcą więcej i więcej. Nie byłam świadoma, jak mało mamy w Polsce takich ośrodków dla uzależnionych dzieci. Mam wrażenie, że ten temat jest bagatelizowany, a sytuacja z jaką mamy do czynienia jest naprawdę zła. Smutek, lęk, zmartwienie, mnóstwo refleksji towarzyszyło mi w czasie lektury. Bardzo polecam i Wam, choć nie jest to łatwa książka. 





 

Read more »
o sierpnia 02, 2025 0
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Komentarze (Atom)

Polecany post

Książkowy wrzesień

Popularne posty

  • No weźże mnie na wycieczkę - pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka [aktualizacja 2023]
     Dzień dziecka zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji mam dla Was kilka propozycji, gdzie można by się wybrać ze swoją pociechą, ale nie ...
  • Styczniowe wyprawy
     Z pierwszego miesiąca w roku staram się wycisnąć jak najwięcej pod względem podróżniczym, bo wyczuwam że luty i marzec mogą mnie trochę zaw...
  • Zwiedzanie zamku w Rabsztynie
     Przyszła pora podsumować kolejną wycieczkę. Tym razem zapraszam Was do zamku! Wybór padł na Rabsztyn. Już kiedyś próbowałam go zwiedzić, al...

Archive

  • ▼  2025 (16)
    • ▼  paź 2025 (1)
      • Książkowy wrzesień
    • ►  wrz 2025 (3)
      • Co zwiedzić w Krynicy-Zdrój w jeden dzień?
      • Opis szlaku górskiego na Szyndzielnię i Klimczok
      • Książki w sierpniu
    • ►  sie 2025 (2)
      • Co zobaczyć w Olsztynie? Lista atrakcji.
      • Książki w lipcu
    • ►  lip 2025 (1)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  maj 2025 (1)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (2)
    • ►  lut 2025 (1)
    • ►  sty 2025 (2)
  • ►  2024 (25)
    • ►  gru 2024 (2)
    • ►  lis 2024 (2)
    • ►  paź 2024 (2)
    • ►  wrz 2024 (3)
    • ►  sie 2024 (2)
    • ►  lip 2024 (3)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (1)
    • ►  mar 2024 (3)
    • ►  lut 2024 (3)
    • ►  sty 2024 (3)
  • ►  2023 (37)
    • ►  gru 2023 (3)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (2)
    • ►  wrz 2023 (2)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (4)
    • ►  cze 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (4)
    • ►  kwi 2023 (3)
    • ►  mar 2023 (4)
    • ►  lut 2023 (3)
    • ►  sty 2023 (4)
  • ►  2022 (33)
    • ►  gru 2022 (2)
    • ►  lis 2022 (3)
    • ►  paź 2022 (3)
    • ►  wrz 2022 (4)
    • ►  sie 2022 (3)
    • ►  lip 2022 (3)
    • ►  cze 2022 (2)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (2)
    • ►  mar 2022 (3)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (3)
  • ►  2021 (39)
    • ►  gru 2021 (4)
    • ►  lis 2021 (3)
    • ►  paź 2021 (2)
    • ►  wrz 2021 (4)
    • ►  sie 2021 (2)
    • ►  lip 2021 (3)
    • ►  cze 2021 (3)
    • ►  maj 2021 (4)
    • ►  kwi 2021 (4)
    • ►  mar 2021 (3)
    • ►  lut 2021 (4)
    • ►  sty 2021 (3)
  • ►  2020 (5)
    • ►  gru 2020 (5)

Szukaj na tym blogu

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Podróże z książką. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.