Podróże z książką

Z wielu odbytych podróży i pasji do słowa pisanego zrodził się pomysł na bloga. Podróże z książką to miejsce, w którym odnajdziecie zarówno wpisy o tematyce podróżniczej jak i recenzje książek.

Menu

  • Strona główna
  • O mnie

sierpnia 31, 2023

Madera - informacje praktyczne

Przy większej ilości wolnego czasu, wcale nie tak łatwo zebrać się do pisania. Powiedziałabym nawet, że trudniej! Stały rytm dnia pozwalał mi na wygospodarowanie czasu na pisanie, a tutaj nie jest tak kolorowo! Dużo wolnego i wieczne przekładanie spowodowało obsuwę w zakończeniu historii o Maderze. Dziś kilka praktycznych informacji, które mogą Wam się przydać przed wyjazdem. Będzie podsumowanie kosztów, moja opinia o hotelu, czego warto spróbować na Maderze i o czym nie zapomnieć. Zapraszam!


1. Madera - tego nie zapomnij!

Zacznijmy od przygotowania. Co spakowaliśmy do walizek? Buty górskie, bo nie wyobrażam sobie iść w innych na Pico Ruivo czy Półwysep św. Wawrzyńca. Oprócz tego mieliśmy też długie sportowe spodnie - ja legginsy, a Mati dresy, aczkolwiek te nam się nie przydały. Choć wydawać by się mogło, że słońce nie jest tam takie mocne, jak w Grecji czy Hiszpanii, to zużyliśmy całe dwa kremy i wróciliśmy opaleni. Na każdą wycieczkę zabieraliśmy plecak z prowiantem i wodą, a na głowę czapki. Nowością dla nas było korzystanie z karty Revolut. Trochę podróży już za nami, a dopiero teraz zdecydowaliśmy się na ten krok. Przydaje się na zagranicznych wakacjach!  Przypomnę tylko, że plaże na Maderze są w większości kamieniste, więc polecam zabrać też buty do wody. 


2. Madera - hotel

Do Madery miałam kilka podejść. Chciałam zorganizować wszystko sama. Niestety, kiedy zaczęłam sprawdzać loty w sezonie, okazywały się one naprawdę drogie - ok. 1300 zł za osobę, a to jeszcze bez bagażu. Z ciekawości zerknęłam też na oferty z biura podróży i okazało się, że cenowo wyjdzie to podobnie. Początkowo mieliśmy w planie opcję HB, ale nie zdążyliśmy jej kupić. Finalnie wyszło to na lepsze, bo znalazłam all inclusive z wylotem z Katowic (a miał być z Wrocławia) za 100 zł więcej. Kupiliśmy wycieczkę z TUI za 3600 zł/osoba. Dla porównania 4 lata temu też z TUI i za prawie taką samą cenę lecieliśmy na Zakynthos. Transfer z lotniska do hotelu zajął nam jakieś 30 minut.


Do Funchal mieliśmy ok 4-5 km, ale z hotelu odjeżdżał też darmowy bus dwa razy dziennie. W sezonie obłożenie jest spore, więc musieliśmy jechać komunikacją miejską. Hotel znajdował się przy Praia Formosa i pierwszy raz spałam tak blisko plaży. My mieliśmy pokój na samym dole i mimo, że nie widzieliśmy przez okno Oceanu, to codziennie rano budził mnie jego szum. Niesamowite uczucie.


 Z pokoju mieliśmy wyjście od razu na taras i basen, więc nie było to też złe rozwiązanie. Był też aneks kuchenny, lodówka, więc tak naprawdę można by sobie samemu przyrządzać posiłki. Pokoje były codziennie sprzątane, w toalecie kosmetyki, łącznie z jednorazową gąbką. 😀

 Jeśli chodzi o wyżywienie, to kuchnia była bardzo różnorodna. Śniadania zazwyczaj były podobne, natomiast obiady i kolacje zawsze inne. Makarony, ryby, mięsa, sałatki, każdy znalazł coś dla siebie. Ja jestem generalnie wybredna, jeśli chodzi o jedzenie, a nigdy nie było tak, żebym czegoś pod swoje gusta nie znalazła.


 Bardzo mi się podobały też animacje w hotelu. W ciągu dnia były różne zabawy, typu piana party, ping-pong, aqua zumba itp. Wieczorami koncerty, pokazy taneczne itp. 


A jeśli interesuje Was temat alkoholu, to tutaj też nie było na co narzekać. Do obiadu, czy kolacji można było się częstować winem (dość mocne!), ale oprócz tego było jeszcze piwo i drinki. Były one z lokalnych trunków, ale nie czuć, żeby były rozwodnione. Chociaż w hotelu za dużo nie przebywaliśmy, więc jakimś wielkim znawcą w tym temacie nie jestem. 😀 Jeśli miałabym się czegoś przyczepić, to może tego że busy dwa razy dziennie to trochę za mało w sezonie i trafiliśmy też na niesympatyczną rezydentkę. Moja ocena dla tego hotelu to 9/10. Tutaj Wam podsyłam link na bookingu. 


3. Auto na Maderze

Kolejną ważną kwestią, którą warto poruszyć jest wypożyczenie auta na Maderze. Uważam, że rezygnując z samochodu, dużo tracimy akurat na tej wyspie. Na początku nastawiałam się na zwiedzanie komunikacją miejską i ewentualnie uberem, ale logistycznie mnie to trochę przerosło. Nie wszędzie da się dojechać, a koszt taksówki też nie jest tani. Zdecydowaliśmy na wypożyczenie auta na 3 dni i zarezerwowaliśmy je wstępnie na stronie discovercars. Tam dopłaciliśmy jeszcze za dodatkowe ubezpieczenie, ale okazało się ono nic niewarte. Auto wypożyczyliśmy z firmy SIXT, z której Mateusz już kilka razy korzystał. Odbieraliśmy je na lotnisko, ale przyznam że mieliśmy trochę stracha, czy się uda. Na stronie znaleźliśmy informację o konieczności posiadania karty kredytowej, której my nie mieliśmy. Oczywiście zdążyliśmy już wtedy zapłacić za wynajem. Na szczęście nasza debetowa karta wystarczyła, ale musieliśmy dokupić ubezpieczenie. I tak pewnie byśmy się na to zdecydowali, więc dla nas to nie był duży problem. Za 3 dni łącznie z paliwem i pełnym ubezpieczeniem zapłaciliśmy 260 euro. Depozyt wrócił do nas po kilku dniach roboczych, a odbiór poszedł bardzo sprawnie. Mieliśmy renault clio i takie autko bardzo Wam polecamy, bo uliczki na Maderze bywają wąskie. Natomiast jeśli chodzi o samą jazdę, to główne drogi na wyspie są w bardzo dobrym stanie. Gorzej jest, kiedy wjeżdżamy do małych miasteczek. Tam bywa wąsko, trzeba się z kimś minąć itp. Dlatego warto czasem wydłużyć sobie trasę, ale jechać jak najdłużej główną drogą. Taka rada ode mnie dla Was. 😀



4. Co zjeść i wypić na Maderze

Już prawie na koniec o tym, co równie ważne. Może ktoś się zdziwi, że piszę taki podpunkt, skoro byłam na wakacjach all inclusive. Jednak nie moglibyśmy  nie spróbować lokalnej kuchni. Na Maderze bardzo popularna jest tzw. espada, czyli pałasz czarny. Ryba, która przed obróbką wygląda obrzydliwie. 😂 A w związku z tym, że na wyspie rośnie bardzo dużo bananów, to rybę podaje się z bananem. I to smakuje naprawdę dobrze!

 Taki obiadek jedliśmy w Dolinie Zakonnic i dodatkowo próbowałam prażonych kasztanów. Można je dostać tylko tam! Jest też zupa z kasztanów, albo nalewka.


 Polecamy Wam restaurację La Perla. Za rybkę, kasztany, pieczonego pierożka i napoje zapłaciliśmy 28 euro. Jeśli chodzi o lokalne napoje, to nam bardzo zasmakowała brisa, zwłaszcza ta o smaku marakui. W smaku przypomina trochę fantę, ale jest dużo lepsza, bardziej owocowa. 


Z alkoholi polecamy spróbować Wam ponchy. To tradycyjny drink na Maderze. Składa się z rumu, miodu, soku z cytryny i pomarańczy. Chociaż te dwa ostatnie składniki można zmieniać. My na ponchę wybraliśmy się do Camara de Lobos. Koszt jednego drinka to ok. 3 euro. Do Polski przywieźliśmy sobie właśnie rum, więc kiedyś będziemy zrobimy sobie takie portugalski wieczór. Płynnie przechodząc też do tematu pamiątek, zakupiliśmy sobie w winnicy w Funchal, zielone musujące wino. Natomiast reszta to pocztówki, magnesy, pamiątkowy kubek itp. Kartki kupowałam w cenie 0,3 albo 0,5 euro. A magnes to koszt 1-2 euro, ale w tym roku kupiłam chyba rekordową ilość, bo 10. 👀 

5. Koszty

Wypunktowałam dla Was praktycznie wszystkie nasze wydatki. Na miejscu najwięcej kosztował nas samochód, ale uważam że i tak to była całkiem niezła cena. Wybraliśmy się na jeden obiad w restauracji w nagrodę za górską wycieczkę no i próbowaliśmy w Funchal też słynnego pasteis de nata. No i oczywiście wejście do ogrodów i na kolejkę też nas trochę wyniosło (łącznie jakieś 50 euro), ale finalnie i tak uważamy że to były wspaniałe wakacje. Na Maderę przylecieliśmy w sobotę wieczorem, a w lot powrotny mieliśmy z nocy sobotniej na niedzielną, więc też fajnie ułożył nam się harmonogram. 


6. Gratis o dronie

Gdyby kogoś interesował wątek o dronie, to postanowiłam napisać o tym jeszcze dwa słowa. Generalnie przed wyjazdem przeczytałam sporo informację na ten temat. Każdy kraj ma tak naprawdę inną politykę w tym temacie. W Portugalii trzeba założyć sobie konto tutaj. To też zrobiłam, następnie według instrukcji na innym blogu, uzupełniłam wniosek. Czekałam chyba najpierw jeden dzień na weryfikację konta, a potem mogłam wypełnić. No i dwa razy mój wniosek został odrzucony...Raz z powodu złych współrzędnych, które system sam mi zaproponował, a drugi z powodu zbyt dużego obszaru, który zaznaczyliśmy. Co istotne, aby latać nad Oceanem, potrzebowaliśmy nie tylko akceptacji tego wniosku, ale również wypełnić kolejny gdzie indziej. Czy zatem lataliśmy dronem nielegalnie na Maderze? To pytanie zostawiam bez odpowiedzi. 😀 


Mam nadzieję, że serią wpisów o tej pięknej wyspie, przekonałam Was, że to miejsce warto wpisać na swoją listę marzeń i konsekwentnie dążyć do realizacji. 





Read more »
o sierpnia 31, 2023 2
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 09, 2023

Czytelnicze podsumowanie lipca

 Ostatnio bardzo dobitnie odczuwam przeplatanie się pięknych momentów z tymi trudniejszymi. Mam tak mniej więcej od maja i to dotyczy również książek. Czerwiec był kiepski, za to w lipcu nie tylko podgoniłam trochę tempo, ale trafiłam na prawie same dobre książki! Mam nadzieję, że niektórzy stęsknili się za takimi treściami. 


1. Siedem kłamstw

Wyjątkowo zaczynam od książki, która najbardziej przypadła mi do gustu. Dostałam ją w ramach prezentu urodzinowego, z adnotacją że to nowość i nadzieją, że jeszcze jej nie przeczytałam. 😀 Historia opowiada o dwóch przyjaciółkach, które znają się od małego i wiele razem przeszły. Między innymi, obie pochowały swoich mężów. Intrygujące, prawda? W książce poznajemy perspektywę tylko jednej z nich - Jane. Opowiada o 7 kłamstwach, które doprowadziły do końca przyjaźni. Wszystko zaczęło się, kiedy Maine poznała swojego przyszłego męża - Charlesa. Jane wciąż pogrążona w żałobie po utracie męża, przyzwyczaiła się do dzielenia codzienności ze swoją najlepszą przyjaciółką. Jednak każda z nich ma tak naprawdę swoje życie i prawo do niezależności. Maine wyprowadza się i planuje wspólną przyszłość z Charlesem. Powiedzieć, że Jane nie jest entuzjastką tego pomysłu, to jak nic nie powiedzieć. Jednak ta potulnie milczy. I czytelnik z jednej strony trochę rozumie to rozgoryczenie. Maine zostawiła przyjaciółkę i zaczęła sama układać sobie życie. Brzmi egoistycznie? Może tak, ale to Jane pierwsza się odcięła, kiedy poznała swojego przyszłego męża. Przyznam, że miałam w czasie lektury dużo przemyśleń o relacjach, zwłaszcza tych damsko-damskich. Jak wiele niedopowiedzeń i brak przestrzeni na rozmowę, słuchania siebie nawzajem, niszczy takie przyjaźnie. W końcu dochodzi do tego, że Jane jest chorobliwie zazdrosna o Maine, chce być obecna w jej życiu. A to odpycha Maine jeszcze bardziej. Historia mnie wciągnęła. Poprowadzenie narracji pod te kłamstwa przypadło mi do gustu i wprost nie mogłam się oderwać od tej książki. Jednocześnie mój stosunek do Jane w ciągu lektury zmienił się diametralnie. Żałuję tylko, że nie znam tej drugiej perspektywy. Tak, czy siak, kolejna 10/10 w tym roku!

2. Inwazja

Lubicie książki o tematyce wojennej? Ja raz na czas sięgam po takie lektury, ale zawsze jest to literatura obozowa. Dlatego przyznam szczerze, że chwilę się wahałam, kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania książki o współczesnej wojnie. Poznajemy Michała, pozornie szczęśliwego męża i ojca dwójki dzieci. A w zasadzie trójki, bo zaraz na początku dowiadujemy się, że jego żona jest w kolejnej ciąży. Dlaczego więc pozornie szczęśliwego? Ledwo wiąże koniec z końcem, Zuza miała wrócić do pracy i trochę wspomóc ich finansowo. Sprawy się komplikują jeszcze bardziej, kiedy zostaje zwolniony z pracy z powodu marnych wyników. Równolegle poznajemy jeszcze dwóch innych bohaterów - Romana i Danutę. Ich też życie nie oszczędza. Roman jest nieszczęśliwie zakochany, nie znajduje sensu życia. A Danuta panicznie boi się swojego ojca, bezwzględnego tyrana i biznesmena. Wszystko się zmienia, kiedy w kraju wybucha wojna. Polska z dnia na dzień zostaje zaatakowana przez Rosję. Michał razem z rodziną ukrywa się w piwnicach, ale doskonale wie, że nie mogą tam zostać. Ruszają w poszukiwaniu ratunku, choć podróż będzie długa i niebezpieczna. Ojciec Danuty bezczelnie żeruje na ludziach w potrzebie, co w końcu ją doprowadza do kresu wytrzymałości. A Roman wraca do Polski by służyć ojczyźnie. W sumie, nie ma też już nic do stracenia. Nie ukrywam, że najbardziej zaciekawił mnie wątek Michała. Wojna bardzo go zmieniła, z nieporadnego mężczyzny, stał się odważny i stanowczy. Musi zmierzyć się też z własnym kryzysem, kryzysem małżeństwa. Historia jest ciekawa i wciągająca.  Gdybym miała napisać, co mi przeszkadzało, to niektóre sytuacje (te ze sceny politycznej) były dla mnie nierealne. I tutaj autora grubo poniosła wyobraźnia, ale generalnie to daję 8/10 i jestem ciekawa, czy takie zakończenie oznacza ciąg dalszy. 


3. Widmo Brockenu

Pora na recenzję książki Mroza, którą przeczytałam w czasie lotu na Maderę. Szybko pożałowałam, że wzięłam ze sobą jeszcze tylko jedną lekturę. Jeśli chodzi o serie z komisarzem Forstem nie jestem na bieżąco. Utknęłam chyba na 4 albo 5 części, w sumie nie wiem nawet dlaczego. Jakoś nie wciągnęły mnie, aż tak jak Chyłka czy Behawiorysta. Skusiłam się ze względu właśnie na wyżej wspomnianą. To było naprawdę ciekawe połączenie. Wiktor próbuje odnaleźć się w nowej roli. Mieszka w Krakowie z ukochaną Dominiką i jej dziećmi. To dla niego duża zmiana, bo przecież przedtem żył w górach, które kochał całym sercem. Po wypadku na Zawracie wszystko się zmieniło. Nie można jednak powiedzieć, że nowe życie Wiktora jest gorsze. Jest po prostu inne. Do czasu, kiedy z dnia na dzień ktoś próbuje go wrobić w morderstwo. I to dokonane właśnie w górach. Pytania się mnożą, a dowodów nie brakuje. Sytuacja okazuje się być beznadziejna, zatem idealna dla duetu Chyłka&Oryński. Do czego doprowadzi wspólne śledztwo? Jak zawsze, do niebezpieczeństwa którego skutki będą opłakane. Tyle Wam powiem, więcej zdradzać nie będę! Przyznam szczerze, że rozwiązanie sprawy mnie zaskoczyło, ale być może ze względu na moje braki w znajomości tej serii. Kto wie, może nadrobię teraz pozostałe 3 tomy przygód komisarza Forsta. O tym na pewno dam Wam znać. Ode mnie mocne 9/10 i czekam na nową Chyłkę!


4. Bazar złych snów

I na koniec lektura do której się najdłużej zbierałam ze względu na swoją obszerność. Trochę mnie ona odstraszała, ale w końcu wzięłam się za książki, które leżą na półce już zbyt długo. Do Kinga mam neutralny stosunek, bo tak naprawdę nie znam za dobrze jego twórczości, serio! Bazar złych snów to 21 zupełnie różnych opowieści. Dla mnie to był mały minus, bo jak już wciągnęłam się w jakąś historię, to zaraz się ona kończyła. A szkoda, bo niektóre można by rozwinąć. Tak miałam z "Wrednym dzieciakiem". Skazany na karę śmierci przed egzekucją wyznaje swojemu obrońcy prawdę. Dlaczego w bestialski sposób pozbawił życia małego chłopca. Otóż od młodości ten Wredny Dzieciak go prześladował. Zawsze, kiedy widział go po drugiej stronie ulicy, dochodziło do tragedii. Zginęła jego przyjaciółka, jego żona spadła ze schodów i straciła wyczekane dziecko i jeszcze kilka innych zdarzeń doprowadziło do ataku furii. A najgorsze, że wredny dzieciak wciąż żyje i jego klątwa przeszła teraz na adwokata, który poznał prawdę. Inna ciekawa historia dotyczyła życie pozagrobowego. Po śmierci, główny bohater dostaje wybór. Może jeszcze raz przeżyć swoje życie, ale bez prawa do zmiany, albo na zawsze odejść. Jak myślicie co wybierze? A co Wy byście wybrali? Oczywiście były też  nudne opowieści, albo przeciągnięte, ale uporałam się z prawie 700 stronami w 3 dni? To chyba świadczy o tym, że całkiem niezła była ta książka. Dla mnie to takie 7/10. 

No to która książka najbardziej do Was przemawia? 👀


Read more »
o sierpnia 09, 2023 2
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 02, 2023

Madera - lista miejsc, które musisz zobaczyć

 Długo zastanawiałam się, w jakiej formie opowiedzieć Wam o Maderze. Czy lepiej będzie napisać wszystko za jednym zamachem, a może podzielić wpisy i opowiadać niejako o każdym poszczególnym dniu? Wybrałam opcję pośrednią. Dwa wpisy już wiszą na blogu, dziś opowiem o reszcie miejsc. Zostanie tylko post o informacjach praktycznych. W ten sposób zakończę relację z tej pięknej wyspy. A potem zabiorę się za inne zaległości! To co, pasuje Wam taki układ? Mam nadzieję, że tak!



Madera, moje podróżnicze marzenie

Marzyłam o Maderze naprawdę długo! Dwa lata temu zaczęłam zgłębiać ten temat i wiercić dziurę w brzuchu Mateuszowi o tym miejscu. Wtedy padło na Ateny i szlifowanie zdolności organizacyjnych. Niby sprawdzałam ceny lotów i noclegów, ale w sezonie było drogo. Umówiliśmy się, że pomyślimy w zimie i wybraliśmy objazdówkę. W zimie z kolei miałam ograniczony czas, a że miejsc do zobaczenia było wiele, wybrałam inne marzenie z listy, brzmiące podobnie. Włoska Matera, która w moim sercu ma szczególne miejsce. Przyszło lato i dopięłam swego. Mogłam na dobre zacząć planować i przygotowywać się do mojego wymarzonego wyjazdu. Czy był to też wymarzony wyjazd Mateusza? Odpowiedź będzie na końcu. 👀


Miejsca, których nie możesz przegapić na Maderze

Nie sugerujcie się kolejnością miejsc, bo będę je opisywała chronologicznie. Mam nadzieję, że to Wam ułatwi planowanie, gdyż niektóre atrakcje są blisko siebie i zdecydowanie warto to mieć na uwadze. No to zaczynajmy!


Camara de Lobos

O tym miasteczku dowiedzieliśmy się od rezydentki. Aczkolwiek myślę, że prędzej czy później i tak byśmy tam dotarli. Przy naszym hotelu znajdował się długi deptak, który prowadził właśnie do tego miejsca. A, że ja już pierwszego dnia musiałam zrobić rozeznanie, to wybraliśmy się na spacer w jedną i drugą stronę. My mieliśmy hotel zaraz obok Praia Formosa i stamtąd  szliśmy jakieś 50 minut.


 To mała wioska rybacka, którą bardzo chętnie odwiedzał Churchill. W mieście znajdziemy nawet jego pomnik. Naszą uwagę przyciągnęły ciekawe dekoracje w miasteczku, które były wykonane np. z zakrętek. Sami zobaczcie, jak fajnie to wygląda.


 Na spacer wybraliśmy się też, aby spróbować lokalnego alkoholu. Mowa oczywiście o ponchy! Można ją dostać w każdym barze, jej koszt to ok. 3 euro. To połączenie rumu, miodu i soku ze świeżo wyciskanych owoców. Ostrzegam, mocne! 

Wracając tą samą ścieżką, dotarliśmy jeszcze do ciekawego tunelu. Jeśli będziecie w okolicy, warto tu zajrzeć. Tunel nie jest jakiś długi, ale kończy się przy fajnej platformie widokowej. Wstęp jest darmowy. 


Funchal

Następnego dnia wybraliśmy się do największego miasta na Maderze. Nie będę tutaj się rozpisywać na ten temat, bo o Funchal napisałam cały osobny wpis. Warto poświęcić sobie na nie cały dzień, a jeśli macie możliwość i ochotę na więcej, to na pewno nie będziecie się nudzić. Do Funchal dojechaliśmy autobusem. Cena za bilet to 2 euro. 


Santana

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od wizyty na lotnisku! Przyjechaliśmy tutaj odebrać samochód i zaczęliśmy naprawdę intensywne zwiedzanie. Czyli takie, które lubimy najbardziej. No dobra, takie jakie ja lubię, ale Mateusz też nie narzekał. 😀 Naszym pierwszym przystankiem była Santana, czyli słynne kolorowe domki. Jest ich tutaj sporo i przyciągają naprawdę wielu turystów. Ponoć w takich warunkach mieli mieszkać pierwsi mieszkańcy Madery. Jednak to nie do końca prawda. Pamiętacie, jak opowiadałam Wam trochę o historii odkrycia wyspy? Na początku nikt tutaj nie mieszkał. Wyspa była bezludna. Dziś w tych domkach znajdziemy pamiątkowe sklepy. Santana to fajne miejsce na przystanek, ale na pewno nie jako cel naszej podróży. Nasz pobyt tam ograniczył się do jakichś 30 minut. 



Parque Florestal das Queimadas

Oczywiście przy planowaniu naszej wycieczki, korzystałam z różnych blogów, ale też z Instagrama. Miałam zapisanych kilka insta spotów i to był właśnie jeden z nich. Widziałam naprawdę sporo romantycznych ujęć ze schroniska niedaleko Santany, ale trochę się naszukałam dokładnej nazwy. Chciałam mieć takie pamiątkowe zdjęcie z Matim, więc ustawiłam statyw, skorzystałam z braku ludzi i cyknęłam. Wszystkiemu przyglądał się gość z Litwy, który chciał nam trochę pomóc i sam zrobić zdjęcie. No oceńcie, komu to wyszło lepiej. Oszczędziłam sobie i Wam i zrobiłam kolaż. Ale chciał dobrze, to się liczy. 😀





Levada PR 9

Skoro mamy schronisko, to muszą tutaj być też górskie szlaki! Zanim Was zabiorę na taką wycieczkę, muszę wspomnieć dwa słowa o Levadach na Maderze. To sieć kanałów, która służy do transportowania wody z północy na południe wyspy. Powstały już w XVI wieku, aby nawodnić trzcinę cukrową i bananowce. Dziś wiele tych ścieżek to również szlaki turystyczne. 


My wybraliśmy się na Levadę Caldeirao Verde, oznaczoną PR 9. Na drogowskazie pokazywało nam, że do celu mamy 6.5 km. Na początku mieliśmy zamiar przejść tylko kawałek i zawrócić. Wiedziałam, że w tym dniu jedziemy jeszcze na półwysep św. Wawrzyńca, a tam też czekał nas dość długi spacer. No, ale tak nam się dobrze szło, że nie było opcji odpuścić.


 Po pierwsze, już wtedy mogliśmy zobaczyć  prawdziwe oblicze Madery. W Santanie było gorąco, słońce mocno prażyło, a na szlaku mgliście i chłodno. Różnica temperatur to było spokojnie jakieś 10, 12 stopni. 


Trasa początkowo wiedzie przez las, cały czas towarzyszy nam właśnie wydrążony kanał wodny, który zaprowadzi nas aż do wodospadu! Na szlaku będą pojawiały się też wąskie odcinki i tu dość problematyczne może być mijanie się z innymi turystami. Jest jeszcze jedna trudność, która Was spotka na tej trasie. Do pokonania będziemy mieli kilka tuneli, tym razem naprawdę z niskim stropem. Uważajcie na swoje głowy, bo możecie wrócić z wakacji z siniakiem, jak ja. 😀

Natomiast trasa jest przyjemna i prosta. Praktycznie cały czas płasko, więc nada się dla każdego. No, może odradzałabym brać malutkie dzieci w nosidełkach, bo w tych tunelach one po prostu się bały. I jeszcze podpowiem, że klapki to też średni wybór na taką trasę, ale to na pewno wiecie. W tym dniu zaliczyłam już kilka swoich must have:  romantyczne zdjęcie przy schronisku i spacer levadą! A najlepsze było wciąż przed nami! Przy schronisku parking jest płatny. Za 4 godzinki zapłaciliśmy niecałe 3 euro. 


Ponta de Sao Lourenco, czyli Półwysep św. Wawrzyńca

Są takie miejsca na Maderze, których nie można pominąć. Półwysep św. Wawrzyńca bez wątpienia do takich miejsc należy! To najdalej wysunięty punkt na wschód i widoki stamtąd zwalają z nóg. Tutaj usłyszałam od M. słowa: "Faktycznie, grzechem byłoby nie wypożyczyć auta na Maderze". Dziękuję, wiedziałam że mam rację. 


 Panował tu zupełnie inny klimat. Porównałabym go do pustynnego. Skąd taka nazwa? Ponoć kiedy jeden z żeglarzy dotarł w to miejsce, z wrażenia zaczął przyzywać św. Wawrzyńca. Prowadzi tutaj szlak spacerowy, który ma ok. 7km i trzeba sobie zarezerwować spokojnie 3-4 godzinki. Parking jest bardzo duży i darmowy. Ścieżka zaprowadzi nas dokładnie na Pico do Furado.


 Znów przeglądając relacje z tego miejsca, natrafiłam na info że to lekki i przyjemny spacerek. Takie 2/5. No nie zgadzam się z tym. Po pierwsze, szlak prowadzi przez dość strome odcinki. Po drugie, nie ma cienia. Jesteśmy na otwartym terenie, więc przy wietrznej pogodzie, spacer będzie naprawdę ciężki.


 Koniecznie tutaj trzeba mieć dobre buty, czapkę i cieplejsze ciuchy, na wypadek zmiany pogody. Ze względu na to, że w nogach mieliśmy w tym dniu już jakieś 17 km, podeszliśmy tylko pod kawiarnię. O tej godzinie była już zamknięta, natomiast tuż za nią rozpoczyna się dość ostre podejście na Pico do Furado. Nie żałuję, że nie doszliśmy do końca. Widoki wszędzie były piękne. Dodatkowo nad głowami można dostrzec samoloty, co tylko potęguje nasze wrażenia. Co ja będę Wam opowiadać, po prostu sami zobaczcie. To miejsce jest magiczne. 






Encumeada

 Moje pierwsze spotkanie z Materą doprowadziło mnie do łez. Bardzo chciałam odwiedzić to miejsce i już na początku się wzruszyłam. A jak było z Maderą? 


Tutaj było stopniowe odkrywanie tej pięknej krainy. Zaczęliśmy delikatnie od Funchal i wyjątkowych ogrodów, ale drugi dzień już był o niebo lepszy! Poczuliśmy klimat Madery na własnej skórze. Kiedy jechaliśmy na przełęcz Boca de Encumeada po policzkach poleciały mi łzy. Widoki z okna podczas drogi były po prostu filmowe. Do tego stopnia, że teraz wspominając tę podróż, na nowo się wzruszam. Cóż, dlatego warto w swoim planie uwzględnić to miejsce i sprawdzić na żywo własne odczucia.

 Myślę, że będą podobne, ale dajcie znać! Przełęcz to miejsce, w które dociera wielu turystów i robi sobie tutaj króciutki przystanek. Bardzo się cieszę, że nas nic nie goniło i mogliśmy chwilę tam pospacerować. 


Seixal i Porto Moniz

 W trzecim dniu postanowiliśmy poplażować. Generalnie plaże na Maderze są w większości kamieniste, dlatego bez butów do wody nie ma po co przyjeżdżać. Jednak od reguły są wyjątki. Za cel obraliśmy  tzw. czarną plażę w Seixal.

Tutaj mieliśmy na początek problem, żeby zaparkować, ale na szczęście się udało. Ludzi nie było dużo, choć przypominam że podróżowaliśmy w sezonie. Przy plaży jest toaleta, prysznic i wszystkiego pilnuje też ratownik. Piszę o tym, bo wiem że kiedyś go tutaj nie było. No dobrze, ale dlaczego warto? Przede wszystkim mamy tutaj czarny piasek. Jedyny w swoim rodzaju! Spokojnie, brudzi nasze stópki na czarno, ale tak jak zwyczajny piasek, jest zmywalny. Te naturalne baseny są pochodzenia wulkanicznego, stąd też  ten kolor. Mało tego, mamy tutaj też mały wodospad. Zresztą, przyznajcie sami, że kąpiel w takich warunkach to raj. Pamiętałam, jak zachwycałam się widokami na Chorwacji, ale te tutaj zwalają z nóg. Wstęp i parking jest darmowy, nie wykupimy tutaj  leżaków, ani parasolów.



 Tuż obok Seixal znajdują się kolejne baseny naturalne. Mowa oczywiście o Porto Moniz. Można powiedzieć, że tutaj było naprawdę tłoczno. Miejsce jest dużo bardziej popularne od Seixal i to da się odczuć, już szukając miejsca parkingowego. Wejście jest płatne, za cały dzień trzeba zapłacić 3 euro. 


Można dokupić sobie jeszcze szafki, leżaki, parasole. To trochę takie wodne miasteczko, więc jest gdzie wydać pieniądze. Woda tutaj jest spokojna, nie ma fal. Te, nie ukrywam, skutecznie utrudniały mi pływanie w Oceanie. Tutaj mogłam w końcu poczuć się jak ryba w wodzie. 😀 Choć przy wejściu każdy reagował tak samo - gęsią skórką. Na szczęście, tak było tylko przez chwilkę, bo na środku basenu woda była już cieplejsza.


 Przyznam, że nie wiem jak tam było głęboko, ale zdecydowanie dno jest wyczuwalne tylko przez chwilkę. Baseny są pośród skał, od których odbijają się fale, aż prosi się od obejrzenie tego spektaklu. Mało tego, widzieliśmy też kraby wylegujące się na słońcu! 


Las Fanal

Pora na kolejne miejsce, które po prostu musiałam zobaczyć. Tak naprawdę od lasu Fanal zaczęła się moja fascynacja Maderą. Kiedy widziałam zdjęcia z tamtego lasu, wiedziałam że muszę sprawdzić gdzie to jest. Sceneria tutaj jest bajkowa. 


Lasy wawrzynolistne zaliczane są do lasów pierwotnych, sprzed 15 milionów lat. Dzisiaj można zobaczyć je tylko w kilku miejscach na świecie - na Azorach, Wyspach Kanaryjskich, Maroku i właśnie Maderze. Rosną powyżej 1100 m.n.p.m. i mają tutaj doskonałe warunki atmosferyczne. Zazwyczaj pogoda tu jest kapryśna. Przez większość czasu panuje tu mgła, jest wilgotno i deszczowo.


 Dlatego warto być przygotowanym na wszystko, odwiedzając to miejsce. Oprócz nietypowych drzew, pasą się tutaj też krowy. Jednak to, co najważniejsze, zobaczycie na górze. I pomyśleć, że przeszło mi przez głowę, że nie chcę mi się tam wychodzić.

 Na ten moment i to miejsce po prostu brak mi słów. Tego nie da się opisać. Piękne, fenomenalne, magiczne jest sporym niedopowiedzeniem. 



W lesie spędziliśmy chyba dwie godzinki. Ciężko było rozstać się z tym widokiem. Polataliśmy tutaj też dronem. Trudno o lepsze warunki do ćwiczeń, prawda? Są tutaj też szlaki spacerowe. Zrobiłam dla Was zdjęcie, jeśli mielibyście ochotę spędzić tu cały dzień. Wstęp i parking jest darmowy. Przy powrocie warto obrać trasę przez słynny płaskowyż Paul da Serra. 


Pico do Arieiro i Pico Ruivo

Po krótkiej regeneracji przyszła pora na prawdziwą wycieczkę górską. To kolejne miejsca, których nie możecie pominąć. Tej wyjątkowej wyprawie poświęciłam cały osobny wpis, do którego Was tutaj odsyłam. Nadmienię tylko, że jeśli nie macie ochoty na taką tułaczkę, możecie podjechać autem pod sam szczyt Pico do Arieiro. Warto to zrobić z samego rana, bo obłożenie jest spore. 


Dolina Zakonnic (Curral das Freiras)

Ciężko w to uwierzyć, ale Dolina Zakonnic była naszym ostatnim przystankiem na Maderze. Po górskiej wyprawie, pojechaliśmy do hotelu szybko się umyć (byliśmy cali z kurzu, masakra!), przebrać się i wykorzystać czas, który nam pozostał do oddania auta. Na szczęście do Doliny mieliśmy jakieś pół godzinki jazdy. Znów widoki za oknem były zdumiewające...😍  

Skąd w ogóle taka nazwa? Otóż, przed laty, zakonnice uciekały przed najazdem korsarzy. Schowały się w tej dolince. Tak im się tutaj spodobało, że postanowiły zostać. Nie dziwię się, bo sama mogłabym tu zamieszkać. Jest tu platforma widokowa, ale my po prostu zatrzymaliśmy się na uboczu i podziwialiśmy. A po wszystkim, podjechaliśmy do miasteczka na prażone kasztany! Można ich spróbować właśnie tutaj! No, ale o tym co zjeść, opowiem Wam więcej następnym razem. W temacie Doliny Zakonnic dodam tylko, że można przyjechać tu autobusem. Jest też sporo szlaków spacerowych, więc tak naprawdę może to być plan na cały jeden dzień. 


No dobrze, gdyby ktoś zapytał mnie o ranking najładniejszych miejsc, to moje top 3 wygląda tak:

  • Szlak na Pico Ruivo z Pico do Arieiro 
  • Las Fanal
  • Półwysep św. Wawrzyńca (ale waham się jeszcze nad Encumeadą i Levadą 🙊)

Nie pamiętam, już w jakim miejscu to było, gdzieś w drodze, rzuciłam do Mateusza: kurczę, Zakynthos to się do tego umywa. Na co On odparł "Wszystkie nasze dotychczasowe wyjazdy się umywają". A mnie przeszedł jakiś dziwny dreszcz i na twarzy pojawił się wielki uśmiech. Chyba rozumiecie dlaczego. 😉






Read more »
o sierpnia 02, 2023 3
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Polecany post

Wiosenne książki? Podsumowanie kwietnia i maja.

Popularne posty

  • No weźże mnie na wycieczkę - pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka [aktualizacja 2023]
     Dzień dziecka zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji mam dla Was kilka propozycji, gdzie można by się wybrać ze swoją pociechą, ale nie ...
  • Styczniowe wyprawy
     Z pierwszego miesiąca w roku staram się wycisnąć jak najwięcej pod względem podróżniczym, bo wyczuwam że luty i marzec mogą mnie trochę zaw...
  • 10 momentów z podróży, czyli podróżnicze podsumowanie roku 2022.
      Przyznam szczerze, że pomysł na podsumowanie tego roku zaczął we mnie kiełkować już w listopadzie. Zaczęłam się zastanawiać, w jakiej form...

Archive

  • ►  2025 (8)
    • ►  cze 2025 (1)
    • ►  maj 2025 (1)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (2)
    • ►  lut 2025 (1)
    • ►  sty 2025 (2)
  • ►  2024 (25)
    • ►  gru 2024 (2)
    • ►  lis 2024 (2)
    • ►  paź 2024 (2)
    • ►  wrz 2024 (3)
    • ►  sie 2024 (2)
    • ►  lip 2024 (3)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (1)
    • ►  mar 2024 (3)
    • ►  lut 2024 (3)
    • ►  sty 2024 (3)
  • ▼  2023 (37)
    • ►  gru 2023 (3)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (2)
    • ►  wrz 2023 (2)
    • ▼  sie 2023 (3)
      • Madera - informacje praktyczne
      • Czytelnicze podsumowanie lipca
      • Madera - lista miejsc, które musisz zobaczyć
    • ►  lip 2023 (4)
    • ►  cze 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (4)
    • ►  kwi 2023 (3)
    • ►  mar 2023 (4)
    • ►  lut 2023 (3)
    • ►  sty 2023 (4)
  • ►  2022 (33)
    • ►  gru 2022 (2)
    • ►  lis 2022 (3)
    • ►  paź 2022 (3)
    • ►  wrz 2022 (4)
    • ►  sie 2022 (3)
    • ►  lip 2022 (3)
    • ►  cze 2022 (2)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (2)
    • ►  mar 2022 (3)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (3)
  • ►  2021 (39)
    • ►  gru 2021 (4)
    • ►  lis 2021 (3)
    • ►  paź 2021 (2)
    • ►  wrz 2021 (4)
    • ►  sie 2021 (2)
    • ►  lip 2021 (3)
    • ►  cze 2021 (3)
    • ►  maj 2021 (4)
    • ►  kwi 2021 (4)
    • ►  mar 2021 (3)
    • ►  lut 2021 (4)
    • ►  sty 2021 (3)
  • ►  2020 (5)
    • ►  gru 2020 (5)

Szukaj na tym blogu

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Podróże z książką. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.