Podróże z książką

Z wielu odbytych podróży i pasji do słowa pisanego zrodził się pomysł na bloga. Podróże z książką to miejsce, w którym odnajdziecie zarówno wpisy o tematyce podróżniczej jak i recenzje książek.

Menu

  • Strona główna
  • O mnie

grudnia 28, 2023

Podróżnicze podsumowanie roku 2023

 Przyznam szczerze, że bardzo lubię podsumowywać pewne etapy. Pomysł na podróżnicze podsumowanie roku 2023 chodził mi głowie już od kilku dni. No dobra, głównie nocy. 😀 Za pierwszym razem były podróżnicze zaskoczenia i rozczarowania. Rok temu wyróżniłam 10 pięknych momentów. W tym roku niech króluje nagłówek NAJ. Co z tego wyszło? Co dokładnie mam na myśli? Dowiecie się, tylko wtedy kiedy przeczytacie wpis do końca. 


Najgroźniejszy moment w podróży

A zacznijmy od czegoś z grubej rury! Wspomnienia niektórych sytuacji z podróży do tej pory wywołują u mnie ścisk żołądka. Do tego niechlubnego grona dołącza pewne wydarzenie z sierpnia tego roku. Wybraliśmy się z Matim na kajaki na Skawę w Wadowicach. Wiedziałam, że trasa  jest dla średniozaawansowanych i podzielona na trzy etapy. Miałam apetyt na przepłynięcie całej. Szybko okazało się, że to nie będzie takie łatwe. Wydawało mi się, że skoro opanowaliśmy już skręcanie, przepływanie pod mostem, omijanie innych, to cóż nas może zaskoczyć? A no np. szybki nurt rzeki? I o ile pierwszy etap do Witanowic był jeszcze w porządku, to drugi do Woźnik był dużo gorszy. Wpłynęliśmy w zarośla, które nas hamowały, a bystry nurt popychał do przodu. Minęło zaledwie kilka sekund i kajak obrócił się do góry nogami, a my wylądowaliśmy w wodzie. Na początku ciężko było się czegokolwiek złapać, żeby nas ta rzeka nie porwała. Do tego dodajcie sobie jeszcze szok i panikę. Jedno wiosło nam całkiem uciekło. No, ale byliśmy cali. Najgorsze było to, że musieliśmy przepłynąć ten odcinek do końca. Najpierw trzeba było wspólnymi siłami obrócić kajak i wylać z niego wodę. Potem z tym jednym wiosłem podpłynęliśmy do ludzi, którzy bawili się tym naszym zagubionym. No nam do śmiechu nie było. 😆 Czy chciałam w ogóle płynąć dalej? Absolutnie nie! Czy miałam jakieś wyjście? Również nie! Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. To kolejna lekcja w temacie odpuszczania. Być może dla kogoś ta historia nie brzmi wcale strasznie, ale w naszym wypadku był to nasz pierwszy wypadek na wodzie. Jedno jest pewne, szybko Matiego na kajaki nie namówię. 


Najciekawsze muzeum

No to teraz propozycja na deszczowe i ponure dni, bo przecież takie nas na pewno jeszcze czekają. Choć lojalnie uprzedzam, że z Krakowa jest to kawał drogi. Na szczęście okolice mają tyle do zaoferowania i cały przewodnik czeka na blogu. Chodzi oczywiście o urokliwe Podlasie i Muzeum Sybiru w Białymstoku. Nie ukrywam, że jak tylko dowiedziałam się o tym miejscu, bardzo chciałam je odwiedzić. O Sybirze wiedziałam do tej pory naprawdę mało. Muzeum jest nowoczesne, ale jednocześnie nie czuć takiego przesytu w tym wszystkim. Zdecydowanie każdy powinien choć raz odwiedzić to miejsce i w ogóle tamte rejony. Podrzucam Wam tu przewodnik po Podlasiu.


Najnowsze krakowskie odkrycie

No dobrze, było coś daleko, to teraz pora na coś lokalnego. Lubię szukać miejsc, które sprawdzają się w niepogodę i jednocześnie nie są oczywistym wyborem. W tym roku odkryliśmy studia z grami VR. Na czym to polega? Zakładamy okulary i przenosimy się w wirtualny świat. Mamy do wyboru gry muzyczne, strzelanki, strategiczne i wiele innych. Trzeba się ruszać, podskakiwać, kucać, machać rękami itp. Dla kogoś z zewnątrz to na pewno musi wyglądać specyficznie, ale my się wkręciliśmy. Polecamy wybrać się z większą ekipą. Tutaj napisałam więcej o tym miejscu. 


Najodważniejsza decyzja 

Taka związana z podróżami to zdecydowanie zarejestrowanie na See Bloggers. Kiedy wysyłałam formularz, to nie wiązałam z tym festiwalem za dużo nadziei. W końcu ze mnie wciąż początkujący bloger. No, ale udało się. A to wiązało się z wyjazdem do Łodzi, wejście w środowisko zupełnie mi obce. Miałam dużo wątpliwości, byłam naprawdę bliska rezygnacji. A zdecydowanie był to jeden z lepszych momentów w tym roku. Oprócz ciekawych warsztatów, konferencji, poznałam zupełnie inny świat. No i udało mi się wkręcić Mateusza trochę nielegalnie na imprezę, ale to Wam mówię w zupełnym sekrecie. 😉 Więcej moich przemyśleń zawarłam w przewodniku po Łodzi. 

Najładniejszy region Polski, którego wcześniej nie znaliśmy

No i jak tam? Macie jakieś podejrzenie kto zgarnia ten tytuł? No oczywiście, że piękne Roztocze! Choć nie ukrywam, że Podlasie też zdobyło w tym roku moje serce, ale pierwsze miejsce może być tylko jedno. A przynajmniej w tej kategorii. Nie miałam zbytnio upatrzonej destynacji na majówkę, więc metodą "palcem po mapie" trafiliśmy właśnie tam. Czy usłyszałam przed "A czy jest tam w ogóle co do roboty?" No pewnie i to nieraz i nie od jednej osoby. Roztocze do tej pory kojarzyło mi się tylko z Zamościem, w którym już kiedyś byłam. Jednak piękny ratusz to nie wszystko! Nam bardzo podobał się Zwierzyniec, widokowe trasy rowerowe i oczywiście koniki polskie! Jestem pewna, że jeszcze tam wrócimy. W tym miejscu naprawdę można porządnie wypocząć. A komu się marzy cisza i spokój, to powinien przeczytać ten wpis i wyruszyć w drogę!


Najładniejszy zamek

Co Wy! Myśleliście, że mogłabym pominąć taką kategorię? Owszem, dużo już widziałam, ale wciąż nie wszystko! Co prawda, w tym roku nie było jakoś wielu zamków po drodze, ale te które zwiedziłam dawały radę. Najładniejsze wnętrza należą zdecydowanie do zamku w Baranowie Sandomierskim. Już sam dziedziniec jest piękny i wcale mnie nie dziwi, że często odbywają się tu sesje. Zdecydowanie zamek w Baranowie należy do tych, które trzeba zwiedzić w środku. Musiał się znaleźć w tym zestawieniu, bo ginie gdzieś na tle Łańcuta, Mosznej i Pszczyny. A uważam, że niesłusznie. Po więcej zdjęć zapraszam tu. 

Najwięcej łez wylanych ze szczęścia

Czasem trzeba na coś dłużej poczekać, żeby jeszcze bardziej to docenić. Takie zdanie mogłoby idealnie opisać mój rok. Dotyczy to również podróży. Pamiętam, że kiedy wyszłam z kina po obejrzeniu najnowszego Bonda, byłam zafascynowana widokami w tym filmie. A nie będę Was oszukiwać, nigdy nie byłam jakąś szczególną fanką Bonda. Poszłam raczej dla towarzystwa. I tak zaczęłam szukać i trafiłam na Materę. Brzmi podobnie, jak inna destynacja o której również marzyłam. Wybraliśmy się  tam na końcu stycznia. Włochy w ogóle mają w moim sercu szczególne miejsce, więc chociażby dlatego wyjazd ten nastrajał nas pozytywnie. I kiedy naoglądałam się tego Bonda, zdjęć, relacji i weszłam na balkon widokowy, to nie mogłam opanować łez. Samo to wspomnienie wywołuje we mnie wzruszenie, bo było tam naprawdę przepięknie. Wtedy nie mieliśmy pojęcia, ile jeszcze takich pięknych miejsc przed nami w tym roku... Przewodnik po Materze jest dostępny pod tym linkiem.


Największe nieporozumienie

A tym samym chyba rozczarowanie. Oczywiście jest to moja opinia, mocno subiektywna i podparta własnym doświadczeniem. Najbardziej w tym roku zawiódł mnie Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu. Kocham to miasto i w ogóle ten region Polski. Dużo dobrego słyszałam o tym ogromnym jarmarku, ale no niestety mnie to przerosło. Trafiliśmy na ogromne tłumy, wszędzie kolejki, mnóstwo pijanych ludzi. Szukaliśmy ponad godzinę jakiekolwiek miejsca, w którym można będzie coś zjeść. Być może, gdybyśmy przyjechali w tygodniu, w ciągu dnia, moje odczucia byłyby nieco lepsze. Na razie daję sobie spokój z jarmarkami. 


Najbardziej rodzinny wyjazd

Tutaj najchętniej wymieniłabym wszystkie! A było ich w tym roku całkiem sporo. Byłam dwa razy nad Morzem, spędziliśmy krótkie rodzinne wakacje w Rzymie, odwiedziłam rodzinne strony mojego Taty po przeszło 20 latach. A do tego jeszcze wypady z Mamą, Babcią i wiele innych. Pozwólcie, że tutaj wyróżnię dwa pierwsze miejsca. Na pewno w pamięci zapadnie mi na długo wypad do Rzymu. Po pierwsze, był to mój pierwszy wyjazd z rodziną Mateusza (choć wiadomo, że to już też moja :)). Po drugie dostałam wolną rękę w kwestii planowania i ogarniania. Wydaje mi się, że wycisnęłam z tej podróży naprawdę sporo. Po trzecie, był to wyjazd niejako rocznicowy - z okazji 30 i 5 rocznicy ślubu. A po czwarte, no kocham Rzym. Tam jakoś tłumy mi nie przeszkadzały, ani upały! Przewodnik po Rzymie ujrzał światło dzienne całkiem niedawno i możecie przeczytać go tutaj.

 Drugi wyjazd był z moimi rodzicami do Gdyni. Ten będę długo wspominać, chociażby ze względu na zepsute auto na trasie. Jechaliście kiedyś nad Morze lawetą? Nie? A ja tak! Ciekawe to było. Byliśmy wtedy w Szymbarku, Redłowie i na Ruchomych Wydmach. Bardzo chciałam sprawdzić w końcu to ostatnie miejsce i się udało! Długie rozmowy i piknik na plaży będę wspominać jeszcze długo. 


Najciekawsze miasto

No tutaj znów mam trochę dylemat między dwoma miejscówkami. Mianowicie chodzi o Zabrze i Bielsko-Białą. I chyba jednak ze względu na ten świąteczny klimat, którego tam doświadczyłam, wygrywa BB. Przyznam szczerze, nie chciało mi się jechać. Miałam nawet odwoływać tą wycieczkę i po prostu posiedzieć w domu. To byłby duży błąd. W Bielsku zaskoczyły mnie piękne zamkowe wnętrza, urokliwe uliczki, ładny rynek i świąteczne iluminacje. Niestety nie zdążyłam jeszcze spisać swoich wrażeń i poleceń, ale publicznie  obiecuję zrobić to w styczniu. Na razie musicie mi wierzyć na słowo. 


Najlepsza wycieczka górska

Pewnie myślicie, że w końcu pojawi się tu Madera? No mogłaby, ale chciałabym wspomnieć o innej, pięknej wyprawie w Słowackie Tatry. Generalnie tych górskich wycieczek ja mam zawsze niedosyt, ale w tym roku jakoś szczególnie. Popradzki Staw już dawno chciałam zobaczyć na żywo. Sama nie wiem, czemu tak długo z tym zwlekałam. To fajna wycieczka praktycznie dla każdego. Nawet jeśli na początku jest trochę pod górkę, nic nie stoi na przeszkodzie aby robić częstsze przerwy. Do dyspozycji mamy też wersję po asfalcie. Dla każdego coś dobrego. No, chociaż pomidorowa w schronisku była średnia. Cały opis wycieczki znajdziecie pod tym linkiem. 


Najlepsze wspomnienie z podróży

Kto dotrwał do tego momentu? Bez dwóch zdań najpiękniejszą podróżą w tym roku była ta na Maderę. Wyżej na swojej liście marzeń mam tylko Stany. 😀 Zachwyciliśmy się na maksa tą piękną Wyspą. Ta różnorodność, zieleń, bliskość natury jest nie do podrobienia. Jednak gdybym miała wyróżnić jeden moment, który zapadł mi w pamięci, to byłaby to wizyta w lesie Fanal. A dokładnie spacer w chmurach. Trafiliśmy na wyjątkowo ładne warunki pogodowe, zazwyczaj panuje tam mgła. Czuliśmy się trochę zmeczni, ja chwilę się zastanawiałam, czy jest sens wychodzić na górę, bo co tam może być? A widok był taki, że nam odebrało mowę. Tak, Mateuszowi również. Zgodnie stwierdzamy, że tej chwili nigdy nie zapomnimy. O Maderze dużo pisałam, podrzucam Wam jeden z wpisów. 

Mogłabym jeszcze długo pisać, ale chyba pora już kończyć. To był naprawdę dobry rok. Udało mi się zrealizować wiele marzeń, dopisać kilka kolejnych na bliżej nieokreśloną przyszłość. Zdecydowanie 2023 nauczył mnie też nie planować za wiele, bo życie bywa bardzo przewrotne. Nie mogę się doczekać, co przyniesie 2024. Pomyślności dla Was, ściskam. 

 




Read more »
o grudnia 28, 2023 4
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

grudnia 08, 2023

Listopadowe książki

 W listopadzie wzięłam się za nadrabianie czytelniczych zaległości. A musicie wiedzieć, że tych po Targach Książki miałam całkiem sporo! No i jeśli chodzi o jakość książek, które czytałam w tym miesiącu, to wszystkie trzymały poziom! Zresztą sami zobaczycie po wysokich ocenach. Może akurat kogoś zachęcę do jakiejś lektury? 

1. Dom obok

Ta książka na Instagramie wyświetlała mi się naprawdę wiele razy. Co więcej, opinie o niej wszędzie były podobne. Świetna, ale marne zakończenie. Sporo osób nawiązywało w recenzji do znajomości własnego podwórka, swoich sąsiadów. Dla mnie jest jednak ciekawym spojrzeniem na siostrzaną relację. Milena postanawia zrobić rodzicom niespodziankę. Na co dzień studiuje w Gdańsku i perspektywa wolnego weekendu sprawia, że wsiada w pociąg i wraca w rodzinne strony. Nikomu nie mówiła o swoim spontanicznym pomyśle, ale liczyła że zastanie domowników. Niestety się przeliczyła. Ponadto nie może się do nikogo dodzwonić. Młodsza siostra, Laura, jest pewnie na jakiejś imprezie. Trochę martwi ją brak kontaktu ze strony rodziców. Postanawia grzecznie poczekać pod drzwiami. W końcu zniecierpliwiona kieruje swoje kroki do domu sąsiadów. Czuje się tam niepewnie ze względu na plotki, które krążą o rodzinie Nowickich. Powinna była posłuchać intuicji i wciąż czekać, zamiast prosić ich o pomoc. Następnego dnia budzi się w jakimś zamkniętym pomieszczeniu i niewiele pamięta z poprzedniej nocy. I tu zaczyna się prawdziwy koszmar Mileny. Została porwana, a jej oprawca ma zamiar testować na niej silne leki przeciwbólowe. To spotkanie na zawsze odmieni ją pod względem fizycznym, ale również psychicznym. Równoległe poznajemy perspektywę młodszej siostry. Laura wraca nad ranem do domu, ale już popołudniu orientuje się, że coś jest nie tak. Rodzice wyjechali do schorowanej babci i również zaczyna ich niepokoić brak kontaktu z Mileną. Laura szybko zaczyna rozpytywać o siostrę wśród jej znajomych. Zagląda również do sąsiadów, ale ci nic nie wiedzą. Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień, ale to upór i determinacja Laury sprawiają, że trafia na jakieś ślady. Czy zdąży uratować starszą siostrę? Czy faktycznie sąsiedzi mają coś na sumieniu? A może są to tylko głupie plotki? To już musicie sami sprawdzić. Książkę czytało mi się bardzo szybko. Ta historia mnie wciągnęła, choć faktycznie zakończenie mogłoby być bardziej rozbudowane. I tylko dlatego daję 9/10, zamiast 10. 

2. Pięć i pół śmierci

Z tą książką miałam pewien dylemat. Rozkręcała się powoli, nie była wybitna, ale...No właśnie! Odłożyłam ją na półkę i jakoś często wracałam do niej myślami. Historia zaczyna się od przypadkowego znalezienia zwłok podczas zwykłego spaceru z psem. Komuś bardzo zależało, aby wyglądało to na samobójstwo. Jednak po chwili zmieniamy zupełnie wątek i poznajemy dwie siostry (znowu!) Zytę i Julitę. W dzieciństwie zostały rozdzielone i właśnie doszło do ich pierwszego spotkania w dorosłym życiu. Są zupełnie różne, ale mimo to Julita na pierwszym spotkaniu oferuje siostrze bezinteresowną pomoc. Tylko czy tak jest naprawdę? A teraz dodajmy do tego jeszcze wątek policji, która prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa nastolatka. Sprawą zajmuje się para doświadczonych policjantów, ale na swojej drodze wciąż spotykają pewne trudności. Czy wszystkie te sprawy są ze sobą powiązane? Okazuje się, że tak. I mnie chyba właśnie ta mnogość wątków trochę przeszkadzała, żeby wkręcić się w te historię, ale w końcu się udało. Dla mnie najciekawsze były losy Zyty. Pogubionej, samotnej, walczącej z własnymi demonami, z jedną prawdziwą przyjaciółką. Dajcie szansę tej książce. Rozwiązanie zagadki powinno Was zaskoczyć! Dla mnie to takie 7.5/10. 

3. Dawno temu w Warszawie

Mam wrażenie, że listopad został zdominowany przez pana Żulczyka. Zrobiło się o nim głośno za sprawą premiery Dawno temu w Warszawie, ale dodatkowo dzięki ekranizacji Informacji Zwrotnej na Netflixie. Jeśli jeszcze nie oglądaliście, to polecam! Natomiast co do samej książki, jest to kontynuacja Ślępnąć od świateł, która bardzo mi się podobała. I tutaj podobnie, jak z Informacją Zwrotną - i książkę i serial polecam. Przyznam szczerze, że podchodziłam do tej książki z rezerwą. Jak tylko usłyszałam o kontynuacji, ucieszyłam się. No, ale jak zobaczyłam ile ona ona ma stron, na chwilę zwątpiłam. Prawie 800! I jak ja taką grubą książkę mam spakować do plecaka i wyciągnąć gdzieś w tramwaju? 😁 Czytałam ją prawie dwa tygodnie, bo to taka historia, którą musiałam sobie dawkować.  Z jednej strony chciałam już skończyć, ale z drugiej trochę smutno było kończyć taką przygodę. W książce poznajemy przede wszystkim dwie perspektywy - Jacka i Paziny. Jacek jest w Buenos Aires. Powiedzieć, że jest pogubiony to jak nic nie powiedzieć. Znów szemrane towarzystwo, poszukiwanie sensu życia. A może już chęć ukrócenia własnych cierpień? Wszystko to zmienia jeden telefon. Jego siostra nie żyje. Została zamordowana. Jacek wraca do Polski, choć był już o krok by przekroczyć inną granicę. Wraca oczywiście w konkretnym celu. Chce znaleźć i wymierzyć karę. A co z Paziną? Pazina zajmuje się odrzuconą młodzieżą, stworzyła ośrodek dla osób ze środowiska LGBT. Wszystko się komplikuje, kiedy jeden z jej podopiecznych znika. Niestety, po krótkim czasie, okazuje się już nigdy nie wróci. Został zamordowany. To wszystko stawia założycielkę tego azylu w bardzo niekorzystnym świetle. O śmierć obwinia ją matka chłopca, która nie miała z synem kontaktu od dłuższego czasu. Dla mnie Pazina jest w ogóle tragiczną bohaterką tej całej historii. Z jednej strony ma dobre intencje, chce zapewnić schronienie tym dzieciakom. Jednak z drugiej jest w niej dużo hipokryzji, próbuje zbliżyć się do podopiecznych, a tak naprawdę wcale ich nie zna. Cała akcja dzieje się w Warszawie, pogrążonej w covidowej rzeczywistości. Historia na pewno mogłaby być krótsza, ale kłaniam się nisko za sposób prowadzenia narracji. Za świetne dialogi, które choć prowadzone w okrutnych okolicznościach, wywoływały jakiś uśmiech na mojej twarzy. Dla mnie to takie 8/10. 

4. Wszystkie nasze obietnice

No dobrze, a na koniec zmieńmy trochę gatunek! Pora na książkę, przy której spłakałam się jak nie wiem. Hoover to zdecydowanie potrafi zagrać na ludzkich emocjach! Quinn i Graham poznają się w nietypowej sytuacji. Przyłapują swoje drugie połówki na zdradzie. Quinn miała za kilka tygodni wyjść za mąż, a Graham lada moment chciał się oświadczyć. Jeśli już teraz myślicie, że od razu padli sobie w ramiona, pogrążeni w rozpaczy, to jesteście w błędzie. Obydwoje próbują poukładać sobie życie na nowo. Tę pustkę starają się zalepić na swój własny sposób, ale niestety bezskutecznie. Może w takim razie są sobie pisani? Kiedy znów na siebie trafiają, po kilku miesiącach, dużo rozmawiają i poznają siebie od zupełnie innej strony. I tak zaczyna się ich wspólne życie. Przyrzekli sobie wspólnie, że poradzą sobie z wszelkimi przeciwnościami losu. A symbolem tego przyrzeczenia ma być drewniana szkatułka, którą Graham podarował żonie w dniu ślubu. Niestety życie pisze różne scenariusze i małżeństwo dotyka problem bezpłodności. Quinn zawsze chciała zostać Mamą i każdy negatywny test jest dla niej niewyobrażalnym ciosem. W końcu stopniowo odsuwa się od męża, a ten po prostu zaczyna przywykać do takiej codzienności. Czy ten związek uda się jeszcze uratować? Co kryje się w drewnianej szkatułce? No sami sprawdźcie, ale koniecznie miejcie paczkę chustek przy sobie. Hoover zgarnia miano książki miesiąca. Polecam z całego serca. 10/10. 



Read more »
o grudnia 08, 2023 0
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

grudnia 07, 2023

Wszystko, co musisz wiedzieć przed wylotem do Rzymu

Był już wpis o tym, co zwiedzić w Rzymie, czas na drugą część. Tym razem skupię się stricte na wskazówkach praktycznych oraz podpowiem, co i gdzie zjeść. A na koniec odpowiem na pytanie - kiedy lepiej zwiedzić Rzym i dlaczego. 

1. Loty do Rzymu

Jeśli chodzi o loty, to generalnie można trafić na naprawdę fajne ceny. Zarówno w 2019, jak i teraz udało nam się upolować bilety za +/- 500 zł za osobę. Bilety przeglądałam z dużym wyprzedzeniem i najlepiej cenowo to wypadało od czwartku do niedzieli, albo od niedzieli do środy. Lot z Krakowa trwa ok. 1.5h. 


2. Dojazd z lotniska do centrum

W Rzymie mamy dwa lotniska - Ciampino i Fiumicino. My dwa razy lądowaliśmy na tym pierwszym i dojazd do centrum zajął nam mniej niż godzinkę. Najpierw jechaliśmy autobusem nr 520 i przesiadaliśmy się na metro A na przystanku Cinecittia. Bilety kupiliśmy jeszcze na lotnisku. Za jeden trzeba zapłacić 1.5 euro i obowiązuje na wszystkie środki transportu, możemy korzystać z niego przez 100 minut. To bardzo wygodne rozwiązanie. W autobusie zwróćcie uwagę na kasowniki, te z tyłu zazwyczaj są na bilety jednorazowe. W ten sam sposób wracaliśmy. Lotnisko nie jest jakieś duże, nie powinniście mieć problemu z odnalezieniem się tam. 


3. Jak się poruszać po Rzymie?

Polecam przygotować sobie plan zwiedzania przed wyjazdem. Centrum Rzymu jest naszpikowane zabytkami. My podjeżdżaliśmy w jedno wybrane miejsce (np. na Schody Hiszpańskie) i potem już poruszaliśmy się tylko na piechotę. Jednorazowy bilet obowiązuje przez 100 minut, ale możemy tylko raz przekroczyć bramki metra. Można się przesiadać, ale tak aby nie wychodzić ze stacji. Np. na Termini przecinają się dwie linie. Pod koniec wyjazdu mieliśmy jakiegoś pecha i bramki się zacięły, trzeba było kupować na szybko kolejny bilet. A jeśli chodzi o bilety, to na każdym przystanku są automaty, ale nie w każdym automacie kupicie jednorazowe bilety. Czasem są to karty wielokrotnego użytku, które się doładowuje. Jej koszt to 2 euro. Jeśli chodzi o najmłodszych turystów, to dzieciaki do 10 roku życia podróżują za darmo. Nie mieliśmy w czasie jazdy żadnej kontroli, ale przypominam tylko o wzmożonej czujności w czasie jazdy metrem. Przezorny zawsze ubezpieczony. Metro jeździ mniej więcej co 2 minuty i ta komunikacja jest naprawdę fajnie zorganizowana.


4. Czy zwiedzanie Rzymu samochodem to dobry pomysł?

Taki pomysł wpadł nam do głowy podczas naszej pierwszej wizyty. W końcu Rzym jest ogromnym miastem, które ma sporo do zaoferowania. Niestety Włosi generalnie jeżdżą jak chcą. Większość aut jest obita, jest problem z parkingiem, a ulice są dosyć wąskie. To samo tyczy się z sygnalizacją, piesi przechodzą byle gdzie i byle jak. Na początku to trochę dziwi, ale łatwo się dostosować. 😆 Dlatego ze względu na wyżej wymienione punkty, odradzałabym wypożyczenia auta w Rzymie. A jeśli już marzy Wam się taka niezależność w czasie podróży, to lepszym rozwiązaniem jest skuter. 


5. Czego warto spróbować w Rzymie?

Jeśli chodzi o kuchnię włoską, to można by tutaj dużo pisać. My z Mateuszem jesteśmy smakoszami pizzy, dlatego tak lubimy Włochy. Ale co poza pizzą? No np. makarony. Od carbonary przez słynne cacio e pepe. No, ale po obiadku musi być też deser, prawda? Albo może najlepiej zacząć dzień od razu na słodko? Jeśli chodzi o śniadania, to nie zdziwcie się, bo Włosi uwielbiają wariant croissant + kawa. W 2019 w hotelu ciężko było znaleźć jakiś kawałek szynki, a o warzywach to już nie wspomnę. Jeśli jesteście łasuchami (jak ja) polecam w Rzymie, czy generalnie we Włoszech spróbować jeszcze oryginalnego tiramisu.  Wieczorem można skusić się na domowe wino albo Aperola. Narobiłam Wam smaka? No mam nadzieję, że tak! Podrzucam Wam dwa fajne miejsca, w których zjecie naprawdę dobrą pizzę! Pierwsza restauracja mieści się niedaleko Koloseum i to idealny moment na przerwę. Chodzi o Pizzerie Luzzi. Koszt jednej pizzy to ok. 10 euro, ale serwują też inne dania. Miła obsługa i piękne widoki gwarantowane. Jeśli chodzi o drugą restaurację, jest to miejscówka trochę na uboczu. Znaleźliśmy ją ze względu na bliską odległość od naszego noclegu, więc może akurat Wam też podpasuje, mowa o La Caletta Napoletana. Tutaj zjemy bardziej neapolitańską pizzę i chyba ta nawet bardziej nam smakowała. 

6. Nocleg w Rzymie

Skoro już nawiązałam w poprzednim punkcie do naszego noclegu, to rozwinę nieco ten temat. W styczniu w 2019 spaliśmy w hotelu bardzo blisko dworca głównego i na tym plusy tego miejsca się kończyły. 😀 W pokoju było dość zimno, śniadania praktycznie tylko na słodko i standard był bardziej hostelowy, niz hotelowy. Dlatego raczej odradzam hotel Contilla. Wtedy za 4 noce ze śniadaniem zapłaciliśmy 952 zł, choć na miejscu na pewno dopłacaliśmy jeszcze podatek. Teraz szukaliśmy mieszkania. Trafiliśmy na fajne i przestronne lokum, oddalone jakieś 20 minut metrem od centrum. W pobliżu mieliśmy sklepy, restauracje, więc naprawdę jesteśmy zadowoleni. Podrzucam Wam tu link na bookingu. Za 3 noce zapłaciliśmy niecałe 2500 zł. 


7. Rzym latem czy zimą? 

Rzym jest miastem, które ma sporo do zaoferowania. To turystyczna perełka, którą warto sprawdzić chociaż raz w swoim życiu. Nastawiając się na dużo zwiedzania, wybrałabym zimę. W styczniu praktycznie nigdzie nie trzeba było czekać w kolejkach. Jednak uczciwie muszę przyznać, że w zimie mieliśmy duży problem z siestą. Restauracje otwierały się dopiero ok. 19 i trzeba brać to pod uwagę przy planowaniu. W lecie w centrum nie było takiego problemu. No i to zależy, czy po prostu zwiedzanie w taka niepewną pogodę Wam odpowiada. Nam to pasowało, ale wiadomo - coś za coś. Kto z Was był już w Rzymie, a kto dopiero przymierza się do takiej podróży? Dajcie znać! 










Read more »
o grudnia 07, 2023 2
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

listopada 29, 2023

Rzym w 3 dni - co zobaczyć?

 Lubicie odwiedzać miejsca, w których już kiedyś byliście? Ja chociaż uwielbiam odkrywać nowe, to z przyjemnością wróciłam rok temu do Pragi, a teraz właśnie do Rzymu! Niestety ponad 4 lata temu nie przyszło mi do głowy, aby spisać co zobaczyliśmy. Z pomocą przyszły mi jedynie zdjęcia. Dlatego ten wpis będzie trochę miksem tego, co kiedyś i co teraz. Mam nadzieję, że spodoba Wam się takie zestawienie!

Rzym w 3 dni

Pierwsza różnica w naszych dwóch wyjazdach dotyczy długości. W zimie byliśmy tutaj na 5 dni i zdążyliśmy zwiedzić naprawdę sporo, teraz mieliśmy 3 dni i z niektórych atrakcji trzeba było zrezygnować. Ze względu na ogromne kolejki w tym roku nie weszliśmy do Bazyliki, ani do Koloseum, ale na szczęście udało się to wcześniej. Zatem opowieść o tych miejscach i tak Was nie ominie. 😀

Dzień 1 

W Rzymie byliśmy o 11 w Niedzielę, ale zanim dotarliśmy do wynajętego mieszkania, chwilkę minęło. Musiał być też czas na nieśpieszną kawę, dlatego nasze zwiedzanie na dobre zaczęło się od ok. 14. Naszym pierwszym przystankiem były tzw. Schody Hiszpańskie. Dojechaliśmy tam bez problemu metrem. 

  • Schody Hiszpańskie
Schody powstały w XVIII wieku i zostały zbudowane w stylu rokokowym. W pobliżu znajdowała się Ambasada Hiszpańska. Co ciekawe, nazwa ta funkcjonuje na całym świecie, ale rodowici Włosi jej nie uznają. Dla nich to Scalinata di Trinita dei Monti, od nazwy kościoła do którego prowadzą. Od 2019 roku nie można siadać na schodach. Dziś pilnuje tego policja. Warto wdrapać się na samą górę i podziwiać miasto z tej perspektywy. 


  • Fontanna di Trevi
Ze Schodów udaliśmy się wprost pod najpiękniejszą fontannę w całym mieście i zdecydowanie najbardziej obleganą. Pamiętam, że w 2019 byliśmy tutaj późno wieczorem, a i tak było sporo ludzi. Teraz trafiliśmy wręcz na dzikie tłumy i nie było szans na podejście bliżej. 

Fontanna, podobnie jak schody, została wybudowana w XVIII wieku, choć tutaj styl jest barakowy. Tradycja głosi, że jeśli chcemy wrócić do Rzymu, musimy wrzucić do fontanny pieniążka. 4 lata wrzuciłam i oto jestem. 👀 W drodze do następnego punktu, zahaczyliśmy jeszcze o słynne lody w Rzymie. Mowa o Gelaterria Della Palma, w którym mamy do wyboru aż 150 smaków. Za dwie gałki trzeba zapłacić ok. 5 euro, ale jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie zachwyciły nas te smaki. Zdecydowanie bardziej przypadły nam do gustu kupione gdzieś na rogu, bez żadnej reklamy i kolejek.

  • Panteon
Kolejna różnica między Rzymem kiedyś, a teraz, to oczywiście inflacja. Wszystkie bilety podrożały, a ponadto, niektóre za niektóre atrakcje trzeba dziś zapłacić. Tak jest właśnie z Panteonem. To dość świeża sprawa, bo opłaty zostały wprowadzone w lipcu br. Panteon to jeden z najlepiej zachowanych zabytków starożytności w Europie. Kiedyś była to świątynia ku czci najważniejszych rzymskich bogów. Później została zaadaptowana na kościół chrześcijański, ale dziś próżno według mnie szukać tutaj jakiegoś elementu sacrum.  Wejście kosztuje 5 euro i trzeba odstać swoje w kolejkach. Według mnie, w Rzymie znajdziecie lepsze miejsca, do których naprawdę warto zajrzeć. Świątynia robi wrażenie już zewnątrz, więc po prostu sami zdecydujcie. 😉


  • Piazza Navona
A teraz pora na miejsce, które bardzo dobrze wspominam. Piazza Navona to ogromny plac, na którym znajdziemy aż trzy piękne fontanny. Kiedyś w tym miejscu mieścił się stadion antyczny, dlatego ten rozmach da się tutaj odczuć. To jedno z moich ulubionych miejsc, bo pomimo tłumów, da się tu na spokojnie pospacerować.  


 W centralnym punkcie znajduje się Fontanna Czterech Rzek. Oprócz niej, znajdziemy tutaj jeszcze Fontannę Neptuna i Fontannę Maurę. Przy Placu znajduje się jeszcze barokowy Kościół św. Agnieszki. W środku jest naprawdę piękny! Stamtąd udaliśmy się na Campo de Friori, czyli taki rynek ze straganami. Niestety ze względu na to, że było już późno i była niedziela, trafiliśmy na jeden wielki bałagan. Wszędzie było naprawdę sporo śmieci, resztek owoców i warzyw. W zimie z kolei nie kojarzę, żeby to miejsce mnie jakoś ujęło, ale może do trzech razy sztuka? Tym punktem zakończyliśmy nasz pierwszy dzień. Zjedliśmy w trattorii, koło polskiego kościoła św. Stanisława i udaliśmy za zasłużony odpoczynek. 


Dzień 2 

Można powiedzieć, że nasz drugi dzień zaczął się trochę od fault-startu. Podczas naszej tegorocznej wyprawy kilka razy musieliśmy nieco modyfikować nasze plany. Przed wyjazdem czytałam na kilku blogach, że do Koloseum i Watykanu warto kupić bilety wcześniej online. Niestety zazwyczaj trzeba to robić z ponad miesięcznym wyprzedzeniem. Nam w 2019 udało się wejść bez żadnych problemów, ale w tym roku niestety nie poszło tak gładko. Rano podjechaliśmy do Watykanu, a tam ogromna kolejka do wejścia. Podobnie było z wejściem do Bazyliki św. Piotra. Na początku stanęliśmy w tej pierwszej, aby sprawdzić jak szybko to idzie. Niestety szansę na wejście miały już tylko grupy zorganizowane. Sporo było po drodze naciągaczy, warto tu ostrożnie podchodzić do tego tematu. Ustaliliśmy, że spróbujemy jeszcze następnego dnia, a dziś zwiedzimy inne miejsca. 

  • Most świętego Anioła
Nieopodal Watykanu znajduje się jeden z najpiękniejszych mostów w Rzymie, Most św. Anioła. Elementem rozpoznawczym jest tutaj 10 rzeźb przedstawiających właśnie aniołów. Anioły trzymają w rękach narzędzia związane z Męką Pańską. Most długo nosił też nazwę św. Piotra, ponieważ prowadził właśnie do Bazyliki. Z ciekawostek, można rozpoznać tutaj kadry z filmu o Bondzie, a konkretnie z "Spectre". Most zaprowadzi Was do Zamku św. Anioła. 


My akurat trafiliśmy na dzień, w którym zamek jest niedostępny dla zwiedzających. Aczkolwiek wizytę tam odhaczyliśmy kilka lat temu i nie porwało nas to miejsce. Największym plusem są ładne widoki na miasto, ale czy warto płacić za to aż 12 euro? To już sami musicie zdecydować. Chodźmy zatem dalej. 

  • Kapitol
Następnie udaliśmy się w stronę Kapitolu, czyli kolejnego ważnego miejsca w Rzymie. To jedno z siedmiu wzgórz, na których zostało wybudowane Wieczne Miasto. W starożytności stała tu m.in świątynia Jowisza Kapitalońskiego. Dziś w centralnym punkcie znajdziemy pomnik Marka Aureliusza na koniu. Jednak jest to kopia, oryginał jest w Muzeach Kapitolińskich. Ponadto, tam znajduje się również rzeźba wilczycy karmiącej Romulusa i Remusa. 

Jeśli chodzi o zwiedzanie Muzeum, to za bilety trzeba zapłacić 16-17 euro. Można je kupić na oficjalniej stronie internetowej. O samym muzeum mówi się, że jest to jedno z najstarszych takich budynków. Znajduje się tam ponad 1300 eksponatów. Czy polecamy? Myślę, że na deszczowy dzień to fajna opcja. I właśnie taką pogodą przywitał nas Rzym w styczniu i w sumie nie zmarnowaliśmy tego czasu.


 A jeśli jesteśmy już w tych okolicach, warto zajrzeć do pięknej bazyliki Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego. Aby wejść do środka, musimy pokonać 124 marmurowych schodków. Zostały one wybudowane, w ramach dziękczynienia za powstrzymanie epidemii dżumy. Dlaczego warto tu zajrzeć? Jeśli zerkniecie na sufit, zapamiętacie ten widok do końca życia. 

  • Zwiedzanie Koloseum 
No dobrze, pora na jeden z najważniejszych punktów w Rzymie. Słynne Koloseum, które  zaliczane jest do siedmiu współczesnych cudów świata. O historii tego miejsca można by mówić dużo, ale ja skupię się przede wszystkim na praktycznych informacjach. Do Koloseum, Forum Romanum i Palatynu obowiązuje jeden bilet. 



Nie można kupić biletu tylko do Koloseum. Jego koszt to 18 euro. Najlepiej zrobić to przez stronę internetową z dużym wyprzedzeniem. Naiwnie liczyliśmy, że pod koniec dnia zostaną jakieś bilety i uda nam się zwiedzić jakąś część. Niestety nie było na to szans i trzeba było wybrać między Koloseum, a Watykanem. 


My jedno i drugie zwiedziliśmy w 2019 roku i zgodnie stwierdziliśmy, że to Koloseum wygląda lepiej z zewnątrz, niż w środku. Oczywiście rozmiar i takie poczucie bycia w tak historycznym miejscu robi wrażenie, ale raz w życiu wystarczy. Pospacerowaliśmy w takim razie po okolicy, cyknęliśmy też pamiątkowe fotki pod Łukiem Triumfalnym i poszliśmy na pizzę! Ale o jedzeniu opowiem Wam następnym razem. Jeśli chodzi o czas, który trzeba sobie zarezerwować na te trzy miejsca, to spokojnie jest to pół dnia, jakieś 3-4 godziny. Bilet obowiązuje tylko w danym dniu, nie ma możliwości przedłużenia jego ważności, jeśli nie zdążymy. Miejcie to na uwadze.


  • Bazylika Laterańska
Z racji tego, że mieliśmy jeszcze trochę sił i czasu tego dnia, odwiedziliśmy jeszcze jedno miejsce. Jakbym miała wskazać jeden kościół, który warto odwiedzić w Rzymie, to wybrałabym właśnie ten. Nie oszukujmy się, Rzym jest pełen takich obiektów sakralnych i rozumiem, że nie wszyscy przepadają za takimi atrakcjami. Jednak dla Bazyliki Laterańskiej warto zrobić wyjątek. Pierwotnie został wybudowany w 314 roku, a do XIX wieku to tutaj odbywała się intronizacja papieża. Znajdują się tutaj też tzw. Święte Drzwi, które otwierane są z okazji rozpoczęcia Roku Jubileuszowego.


 Oprócz pięknego sufitu, na mnie osobiście zrobiły wrażenie rzeźby Apostołów. Na terenie Bazyliki znajduje się mały sklepik, również z polskim akcentem. Trochę czasu tam spędziłam. 😀


Dzień 3

Ostatni dzień naszych włoskich wakacji, poświęciliśmy na zwiedzanie Watykanu. Warto sobie przeznaczyć na to kilka godzin i można to śmiało połączyć ze zwiedzaniem Mostu św. Anioła. Jeśli tak, jak my, nie kupowaliście biletów z wyprzedzeniem, można rozwiązać ten problem w inny sposób. Na wyjeździe była nas piątka i jedno z nas (nie ja, wiadomo że Mateusz) przyjechał rano (tj. o 7), żeby stanąć w kolejce do kasy, które otwierają się o 8.30. My dojechaliśmy o 9 i do Muzeum weszliśmy o 10. Wiadomo, wymagało to poświęcenia, ale cel został osiągnięty. Podrzucam Wam też link do oficjalnej strony. 

  • Muzea Watykańskie
No dobrze, to teraz pora na konkrety! Bilety w kasie kosztują 18 euro,  kupując przez stronę internetową musimy doliczyć jeszcze 4 euro do tej ceny. Sami wybierzcie, co się bardziej opłaca. Bilety kupione przez internet są kupione na konkretną datę i godzinę. Podobnie, jak z Koloseum, nie ma możliwości wykorzystania ich w innym terminie. Przy kupnie biletu, otrzymamy mapkę, która ułatwi nam poruszanie się po Muzeach. 


Trasa zwiedzania to aż 7 km i na pewno można czuć przysyt tymi pięknymi rzeźbami, arrasami, freskami itp. Co nie zmienia faktu, że zachwytów nie ma końca. I nie mówię tutaj tylko o Kaplicy Sykstyńskiej, która jest takim punktem centralnym w czasie zwiedzania.


 Nie będę Wam tutaj opowiadać za wiele o eksponatach, bo powstałaby z tego książka. Wyróżnię tylko kilka miejsc, która na mnie zrobiły na mnie największe wrażenie. Pierwszym z nich jest Pinakoteka. To galeria obrazów, która mieści się aż w 18 salach. Mamy tutaj dzieła Leonarda da Vinci, Michała Anioła, czy Rafaela. Można sobie usiąść na drewnianych ławeczkach i podziwiać te dzieła przez bardzo długo. 


W Watykanie znajdziemy też polski akcent. Chodzi oczywiście o Salę Sobieskiego, w którym centralnym elementem jest obraz Bitwa pod Wiedniem Jana Matejki. Zarówno teraz, jak i w lecie, nam bardzo podobała się jeszcze Wystawa Powozów i Karoc. Jest to trochę pomijane miejsce przez turystów, a zupełnie nie wiem czemu. Warto tam zajrzeć i przyjrzeć się transformacji, jaka dokonała się w temacie środków transportu. 


Z takich informacji praktycznych, dodam jeszcze, że w Kaplicy Sykstyńskiej ochrona bardzo pilnuje aby nie robić zdjęć i zachować ciszę (chociaż z tym różnie bywa). Teraz w lecie były tłumy i ciągle nas poganiali. Pod tym względem, w 2019 było o niebo lepiej! Na terenie Muzeum jest też kilka punktów gastronomicznych, więc polecam sobie zrobić przynajmniej jedną przerwę na małe co nieco. 

  • Bazylika i Plac św. Piotra
Po wyjściu z Muzeum grzechem byłoby nie zajrzeć na Plac św. Piotra, a później do Bazyliki. Uprzedzam jednak, że i tutaj czekają Was kolejki. Bazylika jest otwarta codziennie w godzinach 7-19 i wstęp jest bezpłatny. Należy pamiętać o o stosownym ubiorze, a przed wejściem czeka nas jeszcze kontrola bezpieczeństwa. Zaraz po wejściu naszym oczom ukaże się słynna Pieta, Michała Anioła. 


W kolejnej nawie znajduje się nagrobek św. Jana Pawła II. Często w tym miejscu odprawiana jest Msza dla turystów z Polski. W czasie zwiedzania Bazyliki polecam wybrać się też na Kopułę. Tutaj wstęp jest płatny (ok. 8-10 euro) i do pokonania mamy sporo krętych schodów. Jednak dla tego widoku warto! 


Co warto zwiedzić jeśli mamy więcej czasu?

Prawda jest taka, że ta letnia wyprawa była intensywna. Zobaczyliśmy sporo, choć i tak nie wszystko. W zimie mogliśmy na spokojnie przeznaczyć jeden dzień tylko na Koloseum, drugi na Watykan itp. Jeśli macie więcej czasu, a jesteście w okresie zimowym, polecam jeszcze pozwiedzać Katakumby św. Kaliksta. Tutaj trzeba też przeznaczyć spokojnie pół dnia, bo to miejsce jest trochę oddalone od centrum. Zwiedzaliśmy z przewodnikiem, ale zapadło nam to w pamięci. Kolejnym miejscem, które polecam jest Awentyn i szukanie słynnej dziurki od klucza. 😀 No, a jeśli jesteście w lecie, możecie jeden dzień poświecić na plażowanie np. na Ostii. Tam nas akurat nie było, ale słyszałam dobre opinie o tym miejscu, więc podaję Wam dalej. A resztę czasu po prostu spędźcie na delektowaniu się włoską kuchnią, która moim zdaniem jest najlepsza na świecie. No, ale o jedzeniu i poruszaniu się po Rzymie, opowiem więcej następnym razem. Będziecie? 😀









Read more »
o listopada 29, 2023 2
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Polecany post

Wiosenne książki? Podsumowanie kwietnia i maja.

Popularne posty

  • No weźże mnie na wycieczkę - pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka [aktualizacja 2023]
     Dzień dziecka zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji mam dla Was kilka propozycji, gdzie można by się wybrać ze swoją pociechą, ale nie ...
  • Styczniowe wyprawy
     Z pierwszego miesiąca w roku staram się wycisnąć jak najwięcej pod względem podróżniczym, bo wyczuwam że luty i marzec mogą mnie trochę zaw...
  • 10 momentów z podróży, czyli podróżnicze podsumowanie roku 2022.
      Przyznam szczerze, że pomysł na podsumowanie tego roku zaczął we mnie kiełkować już w listopadzie. Zaczęłam się zastanawiać, w jakiej form...

Archive

  • ►  2025 (8)
    • ►  cze 2025 (1)
    • ►  maj 2025 (1)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (2)
    • ►  lut 2025 (1)
    • ►  sty 2025 (2)
  • ►  2024 (25)
    • ►  gru 2024 (2)
    • ►  lis 2024 (2)
    • ►  paź 2024 (2)
    • ►  wrz 2024 (3)
    • ►  sie 2024 (2)
    • ►  lip 2024 (3)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (1)
    • ►  mar 2024 (3)
    • ►  lut 2024 (3)
    • ►  sty 2024 (3)
  • ▼  2023 (37)
    • ▼  gru 2023 (3)
      • Podróżnicze podsumowanie roku 2023
      • Listopadowe książki
      • Wszystko, co musisz wiedzieć przed wylotem do Rzymu
    • ►  lis 2023 (2)
      • Rzym w 3 dni - co zobaczyć?
    • ►  paź 2023 (2)
    • ►  wrz 2023 (2)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (4)
    • ►  cze 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (4)
    • ►  kwi 2023 (3)
    • ►  mar 2023 (4)
    • ►  lut 2023 (3)
    • ►  sty 2023 (4)
  • ►  2022 (33)
    • ►  gru 2022 (2)
    • ►  lis 2022 (3)
    • ►  paź 2022 (3)
    • ►  wrz 2022 (4)
    • ►  sie 2022 (3)
    • ►  lip 2022 (3)
    • ►  cze 2022 (2)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (2)
    • ►  mar 2022 (3)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (3)
  • ►  2021 (39)
    • ►  gru 2021 (4)
    • ►  lis 2021 (3)
    • ►  paź 2021 (2)
    • ►  wrz 2021 (4)
    • ►  sie 2021 (2)
    • ►  lip 2021 (3)
    • ►  cze 2021 (3)
    • ►  maj 2021 (4)
    • ►  kwi 2021 (4)
    • ►  mar 2021 (3)
    • ►  lut 2021 (4)
    • ►  sty 2021 (3)
  • ►  2020 (5)
    • ►  gru 2020 (5)

Szukaj na tym blogu

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Podróże z książką. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.