Podróże z książką

Z wielu odbytych podróży i pasji do słowa pisanego zrodził się pomysł na bloga. Podróże z książką to miejsce, w którym odnajdziecie zarówno wpisy o tematyce podróżniczej jak i recenzje książek.

Menu

  • Strona główna
  • O mnie

sierpnia 22, 2022

Dwie propozycje górskich wypraw po Słowackich Tatrach

Dawno nie było typowo górskiego wpisu, więc dziś coś z myślą o tych, którzy kochają góry. Ostatnio udało mi się trochę poszwendać po Słowackich Tatrach, dlatego to właśnie tam Was dzisiaj zabieram. Zapnijcie pasy, bo wchodzimy wysoko. 


1. Szlak na Jeziorka Rohackie

Obie trasy, które pokonałam nie należą do najłatwiejszych. Na blogu znajdziecie wpisy z moimi propozycjami górskich wycieczek na tzw. rozruch. Tę, które dziś opiszę są nieco trudniejsze, ale nie niemożliwe do pokonania. W wypadku jednej i drugiej trasy wystartowałyśmy z tego samego miejsca, czyli z parkingu w Dolinie Spalonej w Zvierówce. Z Krakowa to prawie 3h jazdy samochodem, więc warto wyruszyć wcześnie rano. Opłata za parking wynosi 5 euro za cały dzień. Na parkingu znajdują się też bezpłatne toalety. Obrałyśmy szlak niebieski, który za nieco ponad 2h  miał nas doprowadzić do  naprawdę pięknych miejsc. Na początku droga prowadzi przez las by pokonać krótkie, ale strome podejście do góry. Nim minie 10 minut znalazłyśmy się już na drodze asfaltowej, która doprowadziła nas do Adamculi. 

 Po drodze minęłyśmy też budkę z pamiątkami i jakiś mały sklepik. Trasa na początku przypomina trochę tę jak do Morskiego Oka. Z małym wyjątkiem, jest o wiele mniej ludzi. Po około 25 minutach doszłyśmy do rozwidlenia szlaku i skręciłyśmy w prawo, nieco w dół. To będzie ostatni przyjemny odcinek, następny dopiero jak będziemy schodzić. Kierowałyśmy się w stronę wodospadów, do których droga zajęła nam godzinkę. Trasa pnie się stopniowo w górę, ale że prowadziłam z mamą zażyłą dyskusję, to znaczy że nie było jeszcze tak źle. By zobaczyć wodospad i zrobić pamiątkowe zdjęcie, należy odbić nieco ze szlaku. 

Wszystko jest dobrze oznakowane, więc bez obaw. I następnie czekała na nas dość wymagająca stroma trasa  po dużych kamieniach. Ostrzegam, ten odcinek jest dość długi i trudny, ale motywowały mnie przynajmniej 3 powody. Pierwszy jest taki, że wiedziałam że tą trasę przeszła dwukrotnie moja babcia. Kondycję to Ona ma. Drugim były towarzyszące mi piękne widoki, a trzecim dzieciak, który szedł za mną i który cały czas gadał. Ja miałam zadyszkę, a on ani się nie zająknął. 😃

W końcu dotarłyśmy do pierwszego jeziorka by cieszyć oko niesamowitymi widokami. W oddali widać było Wołowiec, na który może kiedyś przyjdzie czas. Warto tutaj przysiąść na chwilkę. 

Po odpoczynku skierowałyśmy się w stronę parkingu, ale nie tym samym szlakiem. Jeziorek jest kilka i aby je obejść trzeba obrać drogę na Bufet Rohacki (Tatliakowa Chata). Po drodze minęłyśmy Pośredni i Mały Staw Rohacki, tutaj już turystów trochę było, ale wciąż mniej niż po stronie polskiej. A widoki cóż, to trzeba zobaczyć na żywo...

To nie koniec stawów, bo w czasie wycieczki zatrzymałyśmy się jeszcze przy Wielkim i Niźnim. Jak widać, było ich naprawdę sporo. Każdy tak samo piękny i zachwycający. Po ok. 40 minutach od pierwszego stawu, doszłyśmy do Rozdroża w Smutnej Dolinie i tu należy cały czas kierować się w stronę Tatliakowej Chaty. Mamy tutaj też małą ławeczkę, więc to dobry moment na krótką przerwę. 


Po 30 minutach dotarłyśmy do Bufetu Rohackiego, w którym można coś przekąsić. Niestety nie sprawdzałyśmy jak jest w środku, ponieważ dość mocno obtarły mnie już wtedy buty i miałam trochę dość. A czekał nas jeszcze spacer w dół po asfaltowej ścieżce, czyli idealnie na dobicie. Próbowałam wszystkich sposobów na zmniejszenie bólu, w tym nawet nuciłam piosenkę ze Shreka, żeby mi było weselej. 😅 Ostatecznie po 4 godzinach od wyruszenia, zakończyłyśmy naszą piękną wycieczkę. Jeśli chodzi o trudności na trasie, to wymagający jest przede wszystkim odcinek od wodospadów do pierwszego stawu. Jest mocno pod górkę i idziemy po dużych kamieniach. Raczej bym nie poleciła tej trasy komuś, kto nigdy nie był w górach i nie lubi długich spacerów. Jednak minimalna kondycja i widoki sprawią, że większość przejdzie tę trasę. Druga, o której teraz Wam opowiem, była nieco trudniejsza. 


2. Trasa na Salatyn 

Zaczynamy z tego samego parkingu, o którym pisałam na samym początku. Trasę można sobie nieco ułatwić i zafundować wyjazd kolejką. Cena za bilet tam i z powrotem to 10 euro, a jeśli chcemy tylko w jedną stronę, musimy zapłacić 7 euro, więc chyba warto dopłacić. W kiosku można bez problemu zapłacić kartą. Ja bardzo lubię jeździć kolejką, ale zawsze mam problem z wsiadaniem i wysiadaniem. Na szczęście, wyszłam z tej atrakcji bez szwanku. Sam przejazd chwilę trwa, bo jest to dobre 15-20 minut. 

Widoki już wtedy są obłędne. Naszym pierwszym celem był Predni Salatyn. Dojście do niego zajęło nam 50 minut. Było dość stromo, mniej więcej tak jak początek szlaku na Babią z Krowiarek. Po drodze minęłyśmy dwa fajne punkty widokowe z ławeczkami, turystów zbierających jagody i jakoś poszło. 


Myślałam, że najgorsze już za mną, ale nieźle się pomyliłam. 😆 Bardzo dużo osób kończy tutaj swoją wycieczkę, a według mnie następny odcinek jest naprawdę przyjemny. Do Brestovej wędrowałyśmy cały czas trawersem i ten fragment przypominał mi trochę szlak po Połoninach w Bieszczadach. Z tym, że widoki tutaj były ładniejsze. 😍 Po 30 minutach dotarłyśmy do kolejnego przystanku i tutaj właśnie zrobiłyśmy sobie przerwę na drugie śniadanie. 

Ludzi było też mniej, więc tym bardziej warto troszkę się przemęczyć. Na swoje nieszczęście trasa, którą miałam pokonać była wtedy doskonale widoczna. Pewnie dlatego mama mnie spytała, czy idziemy dalej. No jakbym mogła odpuścić i to jeszcze w górach. No way! 

Chociaż zdecydowanie był to najtrudniejszy odcinek trasy. Znów mi jakoś przypominał końcówkę wejścia na Babią, gdzie myślisz ze już jesteś na szczycie, a tu jednak podpucha i jeszcze kawałek. Przejście z Brestovej na Salatyn zajęło nam 45 minut. Raz było mocno z górki, a raz mocno pod górkę. Najgorszą przeszkodą dla mnie były osuwające się kamienie, zaliczyłam jeden mały upadek przy schodzeniu. Na szczęście niegroźny, ale ciężko o pełne skupienie przy takich widokach. 

Nieraz trzeba było też przykucnąć, aby zrobić duży i stabilny krok. Poza tym, warto mieć buty z grubszą podeszwą, bo te kamienie dają mocno w kość. Na szczycie widoki są obłędne. I nie powiem, dumna byłam z siebie, że się udało wyjść tak wysoko. Po odpoczynku obrałyśmy tą samą trasę, z tym że ominęłyśmy Brestovą schodząc wydeptaną, trawiastą ścieżką. Na parkingu zameldowałyśmy się po 4.5h godzinach spaceru. Ostatni zjazd kolejką jest możliwy o 16.50, a w górę o 16.35. Poza sezonem kolejka działa też krócej - 15.30 w tygodniu, a w weekendy do 16. 

Pod względem technicznym trudniejsza była trasa na Salatyn, tutaj przydało się jakiekolwiek obeznanie w chodzeniu po górach. Jednak pod względem kondycyjnym to pierwsza trasa mocniej mi dała w kość, zakwasy były w łydkach konkretne. Mimo to, niczego nie żałuję. Było pięknie! 




Read more »
o sierpnia 22, 2022 12
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 11, 2022

Przewodnik po Saksonii

Pora na ostatni wpis dotyczący naszych wakacji. Zawsze najlepiej piszę mi się na świeżo, a tu już tyle czasu minęło i tyle się zdarzyło, że pasowałoby pojechać jeszcze raz. 😀 Dzisiaj zapraszam Was na podróż po Saksonii. Pokażę Wam miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć i mam nadzieję, że przekonam do planowania wycieczki w tamte rejony. 


1. Drezno

Nie sposób nie wspomnieć o perełce Saksonii, czyli barokowym mieście. Drezno jest stolicą Saksonii, dlatego tym bardziej musi się znaleźć na tej liście. Ci, którzy śledzą uważnie mojego bloga, wiedzą że miastu poświęciłam cały wpis. Czeka na Was o tutaj. Dziś pozwolę sobie tylko na przytoczenie listy miejsc, które warto sprawdzić. A wszystkie informacje praktyczne znajdziecie właśnie tu. 


Lista miejsc, które trzeba sprawdzić w Dreźnie:

  • Zwinger, czyli chyba najpiękniejsze i najbardziej rozpoznawalne miejsce w Dreźnie. 
  • Orszak Książęcy. Malowidło na ścianie przedstawiające panowanie Wettynów
  • Katedra Świętej Trójcy
  • Opera Sempera z burzliwą historią
  • Kościół Maryi Panny jako symbol przemian religijnych w mieście
  • Widokowe Tarasy Bruhla, a stamtąd można wybrać się na rejs po Łabie
  • Grosser Garten, piękne ogrody. Idealne na wypoczynek z dala od centrum miasta
  • Wyjątkowe osiedle - Kunsthofpassage
  • Klimatyczna dzielnica Neustadt
  • Obrzeża Drezna i letnia rezydencja królów - zamek Pilltnitz

Jak widać jest tego całkiem sporo, ale Drezno jest fajnym miastem na weekend. Większość wymienionych miejsc znajduje się w obrębie Starego Miasta, więc najważniejsze rzeczy można zobaczyć w dość krótkim czasie. 

Komunikacja w Dreźnie

Przypomnę tylko, że bilety funkcjonują troszkę inaczej niż w Polsce. Całodniowy bilet obowiązuje od godziny skasowania do 4 nad ranem dnia następnego. Nie ma zatem biletów na 24h. Poza tym, jednoprzejazdowym możemy jechać maksymalnie godzinę. Warto się też zaopatrzyć w bilety w automatach na przystankach, jeśli taki akurat znajdziemy. Nam nie udało się kupić w tramwaju, ale może po prostu mieliśmy pecha. W każdym razie, musieliśmy szybko wysiąść i szukać automatu. Drugą sprawą są ograniczenia covidowe. W Niemczech aktualnie (na dzień 09.08.2022) w transporcie publicznym (w szpitalach oraz aptekach) należy mieć założoną maseczkę. W innym wypadku narażamy się na mandat. To tyle o Dreźnie, bardziej słowem przypomnienia, a teraz zabieram Was nieco dalej. 

2.Saksońska Szwajcaria i Most Bastei

W obliczu pożarów, które miały niedawno miejsce po drugiej stronie, czyli Czeskiej Szwajcarii, bardzo się cieszę że udało nam się być tam wcześniej. Niedawno dowiedziałam się, że w czasie pożarów Most Bastei był zamknięty, więc mieliśmy szczęście.


Przed wakacjami bardzo nakręciłam się na Skalne Miasto w Czechach - no o tym jeszcze nie pisałam 😅 i zamek Czocha. To były takie dwa bardzo wyczekiwane miejsca przeze mnie, ale to zupełnie inne dwie miejscówki odebrały mi mowę, a właściwie potrafiłam wyartykułować tylko słowa, które nie są godne zacytowania, ale miały wydźwięk bardzo pozytywny. 😆 I Saksońska Szwajcaria była jedną z nich. Wejście na teren parku jest darmowe, opłacić musimy tylko parking. Na dzień dzisiejszy opłata za 3h to 5 euro, a powyżej 3h, musimy zapłacić 7 euro. 


My spędziliśmy tam niecałe trzy godzinki, więc zmieściliśmy się w tym limicie, ale i tak uważam, że jest to symboliczna kwota w porównaniu z tym, co zobaczymy. Parking jest duży i znajduje się może z 10 minut spacerkiem od mostu. Gdyby jednak nie było miejsca, to przed parkiem jest jeszcze jeden parking. Jest on oddalony jakieś 2-3 km od wejścia i stamtąd kursuje bus. Nie wiem, jakie teraz są ceny, bo nam udało się zaparkować normalnie. W każdym razie, z tego co czytałam po innych blogach, to były to drobne kwoty - jakieś 2,3 euro za przejazd tam i z powrotem. Po zaparkowaniu proponuję wybrać się najpierw na spacer po parku, który zakończymy wizytą na moście. Musimy odnaleźć niebieski szlak i drogowskaz na Schwedenlocher. Na początku widoki nie są spektakularne, idziemy po prostu leśną ścieżką. Musimy dojść do kamiennych schodów w dół, będzie ich sporo, ale to właśnie tu pojawią się pierwsze, piękne formacje skalne. Mijaliśmy po drodze ludzi, którzy pięli się do góry i zastanawialiśmy się, czy nas też to później czeka? Na to pytanie za chwilę odpowiem. 😀 

Spacerowaliśmy cały czas dnem doliny, otoczeni pięknymi skalnymi pomnikami. Klimat jest bardzo podobny jak w Skalnym Mieście. Było też kilka wąskich przejść, czasem trzeba było się gdzieś mocniej schylić, więc naprawdę był to atrakcyjny spacer pod każdym względem. Po około 45 minutach dojdziemy do rozwidlenia szlaków i my poszliśmy w prawo w stronę  małego jeziorka Amselsee.

 Tam była możliwość wypożyczenia sobie rowerka, albo łódki. Koszt wynajęcia (aż sprawdziłam z ciekawości) to 4/6 euro za pół godziny. W zależności, co wybierzemy. Dużo osób decydowało się na taką atrakcję, ale nas kolor wody nie przekonał. Po spacerze wzdłuż jeziora znajdziemy drogowskaz z napisem Bastei, który pokieruje nas na schody. Na szczęście, było ich zdecydowanie mniej niż tych, od których zaczynaliśmy. Chwila wspinaczki i docieramy na pierwsze punkty widokowe. No sami spójrzcie.


Do Mostu docieramy po 1.5h spaceru, momentami na platformach widokowych był tłok i trzeba było swoje odczekać, żeby zrobić zdjęcie. Widoki niesamowite.


Jedno miejsce było dodatkowo płatne, były to ruiny zamku, które też służą przede wszystkim jako punkty widokowe. My się nie zdecydowaliśmy na wejście, ale bilet kosztował 2 euro. 

Jeśli chodzi o sam most, został zbudowany w XIX wieku i na początku był on drewniany. Cieszył się jednak ogromną popularnością i został zastąpiony kamienną konstrukcją o długości 77 metrów, ze względu na obawy przed zawaleniem. 


Po zwiedzaniu mostu kierujemy się już w stronę parkingu. Mijamy po drodze jeszcze restauracje, kilka budek z jedzeniem i pamiątkami. Tam oczywiście kupiłam magnesiki i pocztówki, można swobodnie zapłacić karta, a ceny nie były z kosmosu. To był naprawdę piękny spacer, ale pora ruszać dalej, prawda?

3. Park Rododendronów

Kolejnym miejscem, które warto odwiedzić jest Park Rododendronów. Nazwa trudna do wymówienia, a pochodzi od nazwy kwiatów, które tam rosną. Musimy dojechać do miejscowości Kromlau i tam znaleźć dość duży parking, który jest płatny. Przy wjeździe ustawiony jest parkomat i koszt bileciku to 3 euro za 2h, a każda następna to dodatkowe euro. W pierwszym automacie można było zapłacić tylko gotówką i jak się domyślacie, my jej nie mieliśmy. 😂  Dokładnie chodziło o monety, a na parkingu ludzi brak, bo byliśmy naprawdę późno. Na szczęście, przy toaletach stał drugi parkomat. I w tym udało się zapłacić kartą. W innym razie, Mateusz musiałby zostać w samochodzie, a tego przecież nikt by nie chciał. 😜 Po pierwsze, park słynie z kwiatów, o których już wspominałam. Rosną tutaj rododendrony i azalie i pod tym kątem na pewno najlepiej wybrać się na przełomie wiosna/lato. Wtedy kiedy my byliśmy, wszystko już dawno przekwitło. Jednak, przyjechałam tu z innego powodu. Fanką roślin nie jestem, bo totalnie nie umiem w pielęgnację. Mamy tutaj piękny Most Rakotz, który zwany jest też Diabelskim.


 Jest w kształcie półkola, dzięki temu w odbiciu wody tworzy wizję idealnego kręgu. Budowano go ponad 10 lat, ma długość 35 m, ale ze względu na jego delikatną konstrukcję, wejście jest zamknięte. Wygląda naprawdę magicznie. Jeśli chcemy uniknąć tłumów, najlepiej wybrać się tam wcześnie rano lub wieczorem. My spotkaliśmy zaledwie kilka osób. Przez park prowadzą typowo leśne ścieżki, więc warto też mieć lepsze obuwie. No i w okolicy mamy urokliwie położone ścieżki rowerowe. Park leży tuż przy granicy polsko-niemieckiej i możemy urządzić sobie wycieczkę rowerową z Kromlau do Bad Muskau, o którym właśnie teraz opowiem. Natomiast o rowerach wspomnę jeszcze na sam koniec. 😊


4. Park Mużakowski

Nasz spacer świadomie rozpoczęłam od najbardziej oddalonego miejsca od polskiej granicy, by stopniowo się do niej przybliżać. I tak docieramy do parku, którego przeoczyć po prostu nie można. Park Muskau jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i zajmuje aż 700 hektarów.


 Założycielem parku był książę Hermann Puckler, którego liczne podróże, między innymi do Anglii, zainspirowały do stworzenia własnego parku krajobrazowego. Miało być to dzieło jego życia i bez wątpienia takie właśnie było. Książe dostał w spadku ten teren i wystosował list do mieszkańców Muskau z prośba o pomoc w budowaniu parku. Uwierzcie, że spacerując po parku, widać to włożone serce w to dzieło. Ludzie odchodzą, ale zdecydowanie takie miejsca sprawiają że żyją wiecznie. Po parku można spacerować, jeździć na rowerze, a nawet zafundować sobie przejażdżkę dorożką. Wstęp na teren jest darmowy, jedyną płatną atrakcją jest zwiedzanie Nowego Zamku, w którym znajduje się wystawa poświęcona założycielowi. 


Na terenie zamku znajduje się też kawiarnia, ale my kupiliśmy w środku tylko pocztówki (naprawdę piękne) i spacerowaliśmy dalej. Przy wejściu zrobiliśmy sobie zdjęcie mapki i dostosowując do naszych sił, zrobiliśmy sobie ponad dwugodzinny spacer, przeszliśmy wtedy 10 km, a to i tak nic w porównaniu do wielkości parku. Przy Zamku znajduje się staw, a tam ogólnodostępne leżaczki. I wszystko tak pięknie zadbane. Myślałam, że spotkamy sporo ludzi, ale była ich garstka. Zdecydowanym plusem naszych wakacji był brak tłumów. No bo, kto jedzie do Niemiec na wakacje? 😉


5. Ścieżka geoturystyczna Dawna Kopalnia Babina

No dobra, a teraz pora na mały gratisik. Drugie miejsce, które totalnie mnie zachwyciło i które odkryliśmy przypadkiem. W hotelu, w którym spaliśmy w Łęknicy(Hotel Mużakowski) mieliśmy możliwość wypożyczyć sobie rowery. Aż żal byłoby nie skorzystać. Szukaliśmy trasy dość krótkiej, bo mieliśmy za sobą już spacer po Parku Mużakowskim. I tak trafiliśmy na ścieżkę geoturystyczną w miejscu dawnej kopalni Babiny. Wyruszyliśmy z Łęknicy, chwilkę jadąc przez miasteczko, ale już po 10 minutach znaleźliśmy się na oddzielonej i bezpiecznej ścieżce rowerowej, która zaprowadziła nas do tego raju.

 Cała trasa prowadzi przez las, pośród wysokich drzew, w otoczeniu pięknych jeziorek. Skoro były tutaj kopalnie, to dziś zastaniemy tutaj przede wszystkim niecodzienne kolory wody. Kolejną atrakcją jest wieża widokowa, z której widok rozciąga się na największe jezioro na tym terenie - Afryka. 


Nazwa pochodzi od kształtu zbiornika, który rzekomo przypomina ten kontynent. Istotne jest to, że widok stamtąd był naprawdę piękny.  Kolejne miejsce, które nas na chwilę zatrzymało, to martwy las. Były tu kiedyś podziemne korytarze i komory. Puste przestrzenie wyrobisk uległy zawaleniu i po pewnym czasie niecka wypełniła się wodą, stojące drzewa w wodzie zamieniły się w taki zatopiony las. Bardzo niecodzienny widok.

Na terenie ścieżki jest sporo ławeczek, pomostów. Trasę można pokonać rowerem, albo pieszo. Rodzice z wózkami też dadzą radę. Ludzi znów było tyle, co kot napłakał. Czego chcieć więcej? Wstęp na ścieżkę jest darmowy. Dla mnie to był zdecydowanie numer jeden tej wycieczki. Kocham podróżowanie za takie momenty jak ten!








Read more »
o sierpnia 11, 2022 10
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

sierpnia 04, 2022

Książki w lipcu

 Miałam ambitne plany, jeśli chodzi o czytanie w czasie wakacji. Na razie trochę słabo to wygląda, ale wierzę że sierpień będzie moim miesiącem. 😀 W lipcu było tak, że jedną książkę wzięłam na wakacje i nie mogłam na początku się w nią wkręcić, dwie inne przeczytałam w ciągu jednego dnia, kolejną musiałam czytać bardzo uważnie, a ostatnia była totalnie odjechana.  Zapraszam do lektury. 


1. Trzecia miłość Marianny Orańskiej

Zacznijmy od tej, która najbardziej mi się podobała w tym miesiącu i była najbardziej nie w moim stylu. Wspominałam o niej we wpisie o Dolnym Śląsku, bo postać księżniczki Marianny tak mnie zaintrygowała, że postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej. Główna bohaterka nie miała w życiu łatwo, jej ojciec nagminnie zdradzał matkę, ale ta przyzwalała na to. Mimi, jak nazywał ją tata, była oczkiem w jego głowie. Pierwszą miłością Marianny był książę Gustaw ze Szwecji i to z nim już była zaręczona. Niestety rodzice postanowili zaaranżować ślub z księciem Albrechtem, oczywiście ze względów politycznych. Marianna długo nie mogła otrząsnąć się po swoim pierwszym zawodzie miłosnym, ale dobra swojego kraju, postanowiła postąpić zgodnie z wolą rodziców. Jaki był jej mąż? Nie był tak urodziwy jak jego żona, na dodatek inteligencją też nie grzeszył i nie przejmował się wiernością małżeńską. Co więcej, miał taki tupet, że potrafił romansować z damami dworu. Marianna po czasie umiała rozpoznać które to, bo nagle zmieniały stosunek do niej, zaczęły inaczej się kłaniać itd. Chciała ratować to małżeństwo i postanowiła wybudować im rezydencję w Kamieńcu, w pięknym otoczeniu. Niestety, Albrecht za nic miał starania żony. Ta finalnie  zdecydowała się wystąpić o rozwód i wywołała tym skandal. Władze Prus i Niderlandów nie były przychylne tej decyzji, ale Marianna dopięła swego dzięki uwikłaniu się w romans ze swoim lokajem. Wyobraźcie sobie, że warunkiem dostania rozwodu było przyrzeczenie, że Marianna już nigdy nie wyjdzie za mąż. Mało tego, lokaj również był żonaty i jego żona otrzymywała pieniądze od brata Albrechta, aby przypadkowo nie porzucać swojego męża. No, bo przecież Marianna obiecała. Myślałam, że takie sytuacje dzieją się w Ukrytej Prawdzie czy innych takich, a tu proszę... Biografia jest niezwykle ciekawa, ale razi trochę chaos w narracji. Łatwo się pogubić, z czyjej perspektywy pisze teraz autorka. Co nie zmienia faktu, że muszę częściej sięgać po takie gatunki. 9/10


2. Splątani

A to książka, która sama do mnie trafiła. I to jeszcze z imienną dedykacją - dziękuję bardzo! Wzięłam ją ze sobą na wakacje i to był błąd, bo nie miałam na nią za dużo czasu. Przez to miałam problem, żeby się wkręcić w fabułę. No, ale do rzeczy - w niewyjaśnionych okolicznościach zostaje porwany Jan Potocki. Prezes firmy, która zajmuje się nieetycznymi eksperymentami z dziedziny fizyki kwantowej. W tym samym czasie, niejaka Zuzanna Fusch, właśnie rozpoczyna urlop. Spędza miły wieczór w swoim domku na odludziu, w lesie. Nagle jest świadkiem wydarzenia, które wszystko zmienia. W jej okolicach pojawia się samochód, z którego wysiadają zamaskowane postacie i taszczą ze sobą wielki czarny worek. Zuzanna jest przerażona i składa zeznania na policji. Niestety tam zostaje odprawiona z kwitkiem. Na szczęście, na jej drodze pojawia się zdegradowany policjant-Wilhelm Borsztajn, który kiedyś był dobrze prosperującym detektywem, a obecnie pracuje w drogówce. Dla Borsztajna to jasne, że Zuza mogła widzieć porwanego Potockiego. Rozpoczynają własne śledztwo, które zaprowadzi ich tam, gdzie wydarzą się rzeczy niewytłumaczalne i irracjonalne. Historia kończy się tak, że czytelnik tylko czeka na kolejną część i ja na pewno będę jej wypatrywać, a ponoć ma być już w tym roku. Jak na debiut, naprawdę mi się podobała ta mieszanka science fiction, kryminału i thrillera. A do tego, sama okładka już przyciąga wzrok. Jedyny zarzut mam bardziej do siebie, że nie zaczęłam na spokojnie w domu czytać tej książki, bo przez to na początku nie mogłam się odnaleźć. Dla mnie 9/10 😀. 


3. Nic o Tobie nie wiem

Jakie cechy ma dobry przyjaciel? Zamiast widokówki z wakacji przywozi książkę. No takie prezenty to ja szanuję. To kolejna pozycja, którą pochłonęłam w jeden dzień. Był to ostatni dzień lipca, więc udało mi się rzutem na taśmę, podciągnąć trochę wynik w tym miesiącu. Weronika Nowicka jest szkolnym pedagogiem. W ciągu jednego dnia, pani wice dyrektor prosi ją o interwencję w sprawie konfliktu na linii uczniowie-rodzice, a także prowadzi trudną rozmowę z nauczycielką plastyki. Ta jest załamana, ponieważ niejaka Julka stale dezorganizuje jej pracę, a ostatnio posunęła się do stworzenia karykatury biednej pani Halinki. Ta w nerwach rzuca słowa o chęci uduszenia uczennicy i przez to jest pierwszym podejrzanym, kiedy dziewczyna następnego dnia zostaje zamordowana. Matka uczennicy jest bardzo aktywna w blogosferze i choć śmierć córki jest ciosem prosto w serce, postanawia zarobić na tej tragedii. Ta bohaterka mnie bardzo irytowała, bo za wszelką cenę chciała się sprzedać. Zapomniała o swoim mężu (który i tak miał do swojej żony dużo cierpliwości) i pogrążonym w rozpaczy synu. Partner Weroniki jest policjantem, który prowadzi śledztwo w tej sprawie. Na jaw wychodzą treści rozmów na komunikatorach, nagie zdjęcia, publiczne ośmieszanie i poniżanie wśród uczniów. Czy mnie ten obraz zdziwił? Ani trochę. Nawet sam fakt, że rodzice mieli swoją grupę na messengerze i tam dzielili się swoimi spostrzeżeniami, brzmiał dla mnie bardzo znajomo. Książkę czyta się szybko, ale spodziewałam się trochę większego zaskoczenia jeśli chodzi o zakończenie. Takie, które wgniecie mnie w fotel. Nasuwa się tylko smutna refleksja, jak bardzo nie znamy swoich dzieci, ale tylko dlatego że nie chcemy ich poznać. 8/10



4. Trupia farma

Kto z Was oglądał serial Mindhuter? Ponoć powstał właśnie na podstawie Trupiej Farmy. Praca profilerów kryminalnych od dawna mnie interesuję, dlatego obiecałam sobie, że sięgnę po tę książkę. O czym opowiada? Przede wszystkim o tym, jak dzięki zmarłym, naukowcy rozpoznają okoliczności śmierci. Książka zaczyna się od historii porwania dziecka Lindbergów. Ojciec był słynnym pilotem, dlatego sprawa była dość głośna. Ja natomiast wiem o niej z podcastów kryminalnych. Dwudziestomiesięcznego chłopca porwano z kołyski i zażądano okupu. Niestety po przekazaniu pieniędzy, mały wciąż nie odnalazł się. Dopiero po dwóch miesiącach poszukiwań jego ciało zostało przypadkowo odnalezione. Chłopiec umarł prawdopodobnie od ciosu w głowę. Śledczy założyli, że porywacz wszedł po drabinie i przy schodzeniu chłopiec spadł i dlatego umarł. Winą obarczyli stolarza, u którego znaleźli też część pieniędzy z okupu. On jednak nigdy nie przyznał się do zbrodni, a teoria jest mocno naciągana. I tą sprawą po latach zajmował Bill Bass. Każdy rozdziałto inna historia. Drugi wątek, który mnie bardzo zaciekawił był poświęcony robactwu, które się wylęga po śmierci człowieka. Stadia rozwoju mówią bardzo dużo o ewentualnym czasie zbrodni. Książkę powinien przeczytać każdy, kto lubi taka tematykę. Jednak informacji jest sporo i wymaga ona pełnego skupienia. Mam takie przeczucie, że jeszcze raz kiedyś do niej wrócę. Daję 7/10, ale to chyba bardziej wina moich problemów z koncentracją. Czytanie w tramwaju nie zawsze jest równoznaczne ze spokojem i ciszą. 😂


5. Toksyna

I na koniec ta, która była totalnie odjechana. Już sama okładka przyciąga oko, bo jest w intensywnych kolorach. A na dokładkę słowa Patryka Vegi : To nowy wymiar zła. Robię z tego serial ukazują czytelnikowi z czym mniej więcej będzie miał do czynienia. Głównym bohaterem książki jest Sławciu. Dobrze zbudowany mężczyzna w sile wieku. Do tego inteligentny, wykształcony, obyty z wysoko postawionym towarzystwem. Jest też seksoholikiem, narkomanem, alkoholikiem, sterydziarzem, rasistą i mogłabym jeszcze wymienić kilka cech. Czy to psychopata? Raczej nie, bo relacja w którą się uwikłał, wydobyła  z niego wyższe emocje. Kasia jest masochistką. Wplątuje się w ten dziwny romans i największą satysfakcję sprawia jej bicie przez partnera. Często wymusza na Sławciu takie zachowania, a że on słynie z rozwiązywania problemów siłą, nie musi być długo przekonywany. O czym jest ta książka? Nie wiem. Naprawdę. 😀 W narracji panuje chaos i zdarzenia nie są chronologiczne przedstawione. Sławuś zaczyna cos opowiadać, potem przerywa wątek do którego ma wrócić pod koniec historii. Przez ten chaos ciężko mi się czytało tę książkę, a szkoda. W książce jest potencjał, momentami dialogi wywoływały mój uśmiech pod nosem. Czasem miałam wrażenie, że autor stara się napisać lekko o rzeczach trudnych i ważnych. Opinię o tej książce są naprawdę bardzo różnorodne i myslę, że każdy odbierze ją zupełnie inaczej. Daję 5/10 i w sumie serial chętnie bym zobaczyła. 😀


To co, która do Was najbardziej przemawia? 

Read more »
o sierpnia 04, 2022 8
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Polecany post

Wiosenne książki? Podsumowanie kwietnia i maja.

Popularne posty

  • No weźże mnie na wycieczkę - pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka [aktualizacja 2023]
     Dzień dziecka zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji mam dla Was kilka propozycji, gdzie można by się wybrać ze swoją pociechą, ale nie ...
  • Styczniowe wyprawy
     Z pierwszego miesiąca w roku staram się wycisnąć jak najwięcej pod względem podróżniczym, bo wyczuwam że luty i marzec mogą mnie trochę zaw...
  • 10 momentów z podróży, czyli podróżnicze podsumowanie roku 2022.
      Przyznam szczerze, że pomysł na podsumowanie tego roku zaczął we mnie kiełkować już w listopadzie. Zaczęłam się zastanawiać, w jakiej form...

Archive

  • ►  2025 (8)
    • ►  cze 2025 (1)
    • ►  maj 2025 (1)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (2)
    • ►  lut 2025 (1)
    • ►  sty 2025 (2)
  • ►  2024 (25)
    • ►  gru 2024 (2)
    • ►  lis 2024 (2)
    • ►  paź 2024 (2)
    • ►  wrz 2024 (3)
    • ►  sie 2024 (2)
    • ►  lip 2024 (3)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (1)
    • ►  mar 2024 (3)
    • ►  lut 2024 (3)
    • ►  sty 2024 (3)
  • ►  2023 (37)
    • ►  gru 2023 (3)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (2)
    • ►  wrz 2023 (2)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (4)
    • ►  cze 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (4)
    • ►  kwi 2023 (3)
    • ►  mar 2023 (4)
    • ►  lut 2023 (3)
    • ►  sty 2023 (4)
  • ▼  2022 (33)
    • ►  gru 2022 (2)
    • ►  lis 2022 (3)
    • ►  paź 2022 (3)
    • ►  wrz 2022 (4)
    • ▼  sie 2022 (3)
      • Dwie propozycje górskich wypraw po Słowackich Tatrach
      • Przewodnik po Saksonii
      • Książki w lipcu
    • ►  lip 2022 (3)
    • ►  cze 2022 (2)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (2)
    • ►  mar 2022 (3)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (3)
  • ►  2021 (39)
    • ►  gru 2021 (4)
    • ►  lis 2021 (3)
    • ►  paź 2021 (2)
    • ►  wrz 2021 (4)
    • ►  sie 2021 (2)
    • ►  lip 2021 (3)
    • ►  cze 2021 (3)
    • ►  maj 2021 (4)
    • ►  kwi 2021 (4)
    • ►  mar 2021 (3)
    • ►  lut 2021 (4)
    • ►  sty 2021 (3)
  • ►  2020 (5)
    • ►  gru 2020 (5)

Szukaj na tym blogu

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Podróże z książką. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.